15 maja 2013 roku, decyzją NSA, po blisko 25-letnich staraniach i walkach w sądach, bezprawnie zrabowany w 1945 roku Dwór na Woli Zręczyckiej pod Krakowem, został przekazany z powrotem rodzinie-spadkobiercom jego budowniczych i dawnych właścicieli.
Tego dnia postanowiliśmy porzucić całe swoje dotychczasowe życie i poświęcić się przywróceniu i zachowaniu pamięci o tym niezwykłym miejscu. Dwór i należace do niego obiekty przez dziesiątki lat rządów PRL zostały doszczętnie rozrabowane oraz zniszczone przebudową i rozbiórką. Mozolnie dokonujemy rewitalizacji tego miejsca, by uczynić go lokalnym centrum kulturotwórczym i turystycznym. Na terenie obiektu działa już Muzeum Dwór Feillów oraz agroturystyka. Klikając w zakładki, zapoznacie się z naszą ofertą.
Jest to opowieść o czasach dawnych i tych współczesnych, o naszych zmaganiach z materią, zarówno zabytkową, jak i tą żywą, o stosunkach z urzędami i sąsiadami. Jest to blog o życiu, do którego serdecznie Was zapraszamy.

wtorek, 20 maja 2014

Przygoda Mantry.


3.05.2014.

Dlaczego złe prognozy pogody sprawdzają się częściej niż te dobre? W dodatku w rzeczywistości są dużo gorsze, niż podawana w radio temperatura? Dziś przyszło zapowiadane od kilku dni ochłodzenie. I tak jesteśmy w lepszej sytuacji, niż na Pogórzu Izerskim. Kontaktując się z domem dowiedzieliśmy się, że piątkowy poranek, który był tutaj ciepły i słoneczny, w naszym jeszcze właściwym domu był przejmująco zimny, z temperaturą plus 1 st. Kiedy my tutaj w Małopolsce cieszyliśmy się do popołudnia słońcem i ciepłem, na zachodzie notowano plus 5 st. Nic jednak, co piękne nie trwa wiecznie, ochłodzenie dotarło do nas w nocy. Dziś bezustannie mamy plus 8 stopni, a w radio uporczywie podają, że mamy 16. Martwię się o jutrzejszy dzień. Ma być zimniej, bo do 13 st (to co, u nas śnieg spadnie?), a ja zaprosiłam swoje krakowskie koleżanki na urodzinowego grilla. Jak mam przebłagać siły natury, by w dzień moich 40 urodzin zaświeciło słońce?

Jest zimno, siedzę w puchatym futerku w pustym pokoju, który kiedyś w przyszłości będzie naszą przytulną sypialnią, ale przynajmniej nie pada deszcz. Krzyś kończy rozprawiać się z berberysem. Mówi, że jeśli berberys w nowym miejscu się nie przyjmie, to trafi go jasny szlag. Poświęciliśmy tydzień na przycięcie, a potem na przesadzenie tych krzaków. Przypomniałam mu, że na samym początku, kiedy osiedliśmy w Zapuście, przyszło mu przesadzać całkiem sporego orzecha, który rósł nam ni z gruszki ni z pietruszki na środku podwórka. Takie duże drzewo się przyjęło, to dlaczego berberys miałby z tym kłopot? Wszystko będzie dobrze. Klomb jest powoli przygotowywany do przebudowy, a żywopłot z wykopanego berberysu będzie oddzielał część publiczną od naszego prywatnego warzywniaka-owocniaka. Nie przelezie przez niego ani pies, ani łakomy turysta.

Dziś podjęliśmy kolejną próbę odszukania śladów po domu Antoniego na Rasikach. Wydaje się, że znaleźliśmy miejsce, które nadawało się na postawienie zabudowań. Tuż nad łąką, którą oglądaliśmy zeszłym razem jest wyrównany teren. Niestety, jest on gęsto porośnięty krzakami. Zostałam z Mantrą na łące, podczas gdy Krzyś poczynił próbę wbicia się w krzaki. Kiedy przyszedł, miał obiecujące informacje. Nie znalazł wprawdzie żadnych fundamentów, ale zatrzymał go gąszcz krzewów (berberys? tarnina?) oraz winobluszczu. Są to rośliny ogrodowe, sadzone ręką człowieka, które mogły przez dziesiątki lat rozrosnąć się i przeistoczyć w gęstwinę. Najlepiej wrócić i spenetrować to miejsce późną jesienią lub wczesną wiosną, kiedy nie ma liści na drzewach. W wiosce mieszkają jeszcze starsze panie, urodzone przed wojną, które prawdopodobnie pamiętają lokalizację tego domu. Tylko nie wyobrażam sobie zaciągać 80 letnie staruszki w głąb lasu, gdzie nie ma dojazdu autem i nakazywać im szukanie po krzakach resztek zabudowań. Z opisu jednej z tych pań mniej więcej lokalizacja się zgadza. To jednak dla nas jest za mało, musimy mieć pewność i zapewne za jakiś czas dojdziemy prawdy.


Na Rasikach już drugi raz towarzyszyła nam Mantra. Biedulka przeżyła dwa dni temu nieprzyjemną przygodę. Kiedy szliśmy do sąsiadki O. postanowiłam zostawić pieski w ogrodzie i nie zamykać ich w budynku. Mantra tak się przelękła, że znalazła dziurę w płocie i wyszła na zewnątrz. Nas już nie było, bała się zapuszczać w nieznany jej teren. Słyszała też pewnie wiejskie psy, co skutecznie zniechęciło ją do podążenia naszym śladem. Nie wiedziała, jak wrócić do pozostawionego w ogrodzie reszty stada (furtkę zamknęłam na klucz, by ktoś przypadkiem nie otworzył jej i nie wypuścił psów), zatem biegała niespokojnie wzdłuż płotu. Na szczęście w tę samą stronę, kilka minut po nas, szli sąsiedzi, którzy powiadomili mnie o ucieczce psa. Pobiegłam czym prędzej do Dworu, gdzie spanikowana Mantra dosłownie rzuciła mi się w ramiona. Przez cały wieczór, do czasu pójścia spać, wtulała się na przemian to we mnie, to w Krzysia skarżąc się i przeżywając swoją przygodę. Mantra to niebywale wrażliwa, spokojna i grzeczna suczka. Taka przygoda, która na żadnym moim innym psie nie zrobiłaby najmniejszego wrażenia, wytrąciła ją z równowagi na dłużej.

Bardzo mnie cieszy fakt, że Mantra nie oddaliła się od miejsca pobytu, nie poszła z obcą osobą (sąsiadka całkiem mądrze wymyśliła, żeby ją do nas podprowadzić, ale zamysł się nie udał), czyli w sytuacji kryzysowej jej zachowanie jest przewidywalne i rozsądne. Muszę też mimo wszystko uważać i nie zostawiać jej samej na terenie, gdzie ma możliwość się wydostać. 

7 komentarzy:

  1. Cóż, ja od pierwszego spojrzenia i kontaktu z Mantrusią wiedziała, że to mądra sunia. Nie wdziała jeszcze tak ułożonego i pokornego, a zarazem mądrego pieska. Zachowała się super, mam nadzieję, że synek Izerek odziedziczył po Mantrze owa mądrość. Teraz bywa ona widoczna w wielu sytuacjach, ale jeszcze zdarzają się głupotki:)
    Jestem ciekawa Waszych poszukiwań i czekam na kolejne relacje.
    Uściski dla Mantry:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Woli Mantra ukończyła 7 lat (7 maja). Jest tak karna i ostrożna, że nigdy w swoim życiu nie wycięła nam żadnego numeru, czego nie da się powiedzieć o całej reszcie. To było dla niej bardzo duże przeżycie.
      Następny wpis będzie mocno goldenowy :-)

      Usuń
  2. No syn Mantry Argos jest taki jak jego mama Manta wrazliwy spokojny.Patrzac na zdjecie widze Argosa kolor nosa ten sam.No cóż jaka mac tska nać. Dobrze ze sie nie oddalila i ze sasiadka sie w pore zjawila.Czekamy na dalsze wiadomosci i oby byly tylko dobre Pozdrawiamy Tusculakow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedulka kochana, ale się musiała wystraszyć!!! Mordeczka mądra.
    Riannon, uściski i dobre myśli ślę!!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy miły komentarz :-)