15 maja 2013 we Dworze na Woli spotkała się nasza rodzina
oraz przedstawiciel Politechniki Krakowskiej, aby podpisać protokół przekazania
obiektu w nasze ręce. Od tej chwili znaleźliśmy się zupełnie innym położeniu,
niż przez ostatnie lata, kiedy po sądach walczyliśmy o oddanie niesłusznie
zagrabionej przez PRL rodzinnej własności. Póki walczyliśmy, póty nie
zastanawialiśmy się za bardzo, co się stanie, kiedy wreszcie Dwór trafi w nasze
ręce. Sprawa toczyła się tak długo, że wszyscy zdążyliśmy poukładać sobie życie
i ukorzenić się każdy na swoim nowym miejscu.
Kiedy 15 lat temu, jeszcze gdy byliśmy we Wrocławiu, Mamuśka zapytała, czy po odzyskaniu Dworu nie zechcielibyśmy
się nim zająć, miny nam się wydłużyły. „Najpierw trzeba obiekt odzyskać, a dopiero
później o tym myśleć”- odparło któreś z nas. Miałam wtedy 25 lat i rozpaczliwie
usiłowałam poukładać sobie życie z dala od miasta. Nie mieliśmy cierpliwości,
by czekać na postanowienia w sprawie Woli. Jak się okazało, mieliśmy rację. Adwokat,
który zechciał zająć się wówczas tą sprawą i dał Mamuśce nadzieję, okazał się oszustem.
Wziął zaliczkę i zniknął wraz z całą dokumentacją. Na ostatecznie rozwiązanie
sprawy Dworu przyszło nam zatem czekać jeszcze 15 lat. Z jednej strony to
okropne, ale z drugiej strony, mając po dwadzieścia kilka lat, nie byliśmy w
stanie podołać takiemu wyzwaniu, jakim było objęcie opieką tego miejsca.
Kupiliśmy dom w Zapuście.
Śliczny regionalny przysłupowy dom
stał się dla nas naszym oczkiem w głowie i ukochanym miejscem na ziemi. Zaczęliśmy
tam dorosłe życie. Założyliśmy hodowlę golden retrieverów oraz gospodarstwo
agroturystyczne, stworzyliśmy markę Tuskulum.
Do 15 maja 2013 byliśmy pewni, że
tam chcemy dożyć spokojnej starości. Owego dnia jednak wszystko się zmieniło.
Kiedy Dwór przeszedł w ręce rodziny znów padło pytanie, i co
teraz mamy z nim zrobić? Początkowo planowaliśmy nadal utrzymać dzierżawcę,
który prowadził hotel. Niestety, konflikt dzierżawcy z Politechniką Krakowską spowodował,
że umowy nie przedłużono, a zanim my mogliśmy zgodnie z prawem objąć obiekt w
posiadanie, Dwór od dwóch lat stał już pusty. Dzierżawca nie zechciał
skorzystać z naszej propozycji powrotu do Dworu. Cóż, pomyślałam sobie, że
trzeba zdać się na los. Powrócił temat abyśmy sami przejęli obiekt i
poprowadzili w nim agroturystykę. Nie byliśmy już tymi samymi smarkatymi
dzieciakami sprzed 15 lat. Dysponowaliśmy 12 letnim doświadczeniem w branży
turystycznej. Ja właśnie kończyłam studia podyplomowe z zakresu Zarządzania Dziedzictwem
Kultury. Z jednej strony marzyłam o nowym wyzwaniu, a z drugiej strony nie mogłam
pogodzić się z opuszczeniem naszego dotychczasowego domu. Pamiętam, że dwa lata
wcześniej kilka razy śniła mi się przeprowadzka. Budziłam się wtedy zalana
łzami i z ogromnym bólem w sercu.
Krzyś też przeszedł sporą metamorfozę. Przez ostatnie lata mocno
zaangażował się w walkę o sprawę Dworu, ściśle współpracował z adwokatem i śmiem
twierdzić, że gdyby nie on, Dwór mógłby przepaść. Politechnika bowiem do samego
końca próbowała przekręcić nas wystawiając obiekt na sprzedaż, mimo iż mieliśmy
już prawomocne wyroki dotyczące zwrotu nieruchomości. Krzyś tak mocno zaangażował
się w sprawy prawne, że niemal odkrył w sobie nowy talent. „Byłby z pana dobry
prawnik”- skomplementował go adwokat.
Wiem, że Krzyś z ogromnym wzruszeniem przyjął informację o
zakończeniu tej wlokącej się przez dziesiątki lat sagi sądowej. Kiedy pojechaliśmy tam w czerwcu
na kilka dni, miał łzy w oczach. Bardzo kocha ten obiekt. Babcia postarała się
wychować dwa pokolenia w oparciu o pamięć związaną z tym miejscem. To nie jest jakiś
obcy dom, to "ziemia obiecana", do której została nam otwarta droga. Krzyś
też miał rozdarte serce. Z jednej strony dom rodzinny, w którym od 70 lat
panoszył się PRL, z drugiej miłość do miejsca i domu, który sami sobie wybraliśmy
i w którym spędzaliśmy najpiękniejsze lata naszego życia. To naprawdę nie była
łatwa dla nas decyzja. Mimo, że rodzina oczekiwała od nas opieki nad tym
miejscem, bo kto, jak nie my, nie chcieliśmy być manipulowani, czy zmuszani do
tego obowiązku. W końcu to nasze życie.
Postanowiliśmy decyzję odroczyć i dać
na miesiąc lub dwa ogłoszenie o możliwości wydzierżawienia Dworu. Przez ten
czas moglibyśmy na chłodno, bez emocji, rozważyć wszystkie za i przeciw. Co tu
ukrywać, wszystkie argumenty świadczyły o tym, że powinniśmy się przeprowadzić.
Nawet te emocjonalne. Nasz ukochany dom w Zapuście był przecież nabyty, nie
wiązała się z nim żadna osobista historia. To my nadaliśmy mu swoją magię,
obdarzyliśmy go uczuciem i otoczyliśmy opieką. To nie sam budynek, ale również
my tworzyliśmy tam pozytywną atmosferę. To ludzie tworzą magię miejsca,
przedmioty to tylko dekoracja. Wiedząc o tym, byliśmy pewni, że równie
szczęśliwi, jak w Zapuście będziemy na Woli. Mimo to nie mogłam zdobyć się, aby
napisać i zamieścić ogłoszenie.
Przez miesiąc, kiedy szło ogłoszenie o możliwości dzierżawy
Dworu, nie zgłosił się nikt konkretny. Było parę marudnych i niepoważnych osób.
Z każdym dniem dojrzewaliśmy do decyzji o przejęciu obiektu nie mając jeszcze
sprecyzowanych planów co do rodzaju działalności. Dom jest ogromny, koszty jego
utrzymania są na obecną chwilę poza naszym zasięgiem. Pieniądze uzyskane ze
sprzedaży domu w Zapuście trzeba będzie od razu zainwestować w całą nową,
oszczędną infrastrukturę, zanim zaczniemy zarabiać na życie i na utrzymanie
obiektu. Zaczęłam się zamartwiać, jak damy sobie sami radę nie mając
doświadczenia w zatrudnianiu ludzi i nie znając lokalnego rynku zarówno
produktów, jak i zasobów ludzkich. W życiu jednak trzeba podejmować ryzyko, by iść do przodu.
Postanowiliśmy nie odnawiać już ogłoszenia o możliwości
dzierżawy Dworu. Kiedy przyjechaliśmy na Wolę ponownie we wrześniu,
wiedzieliśmy, że chcemy podjąć to wyzwanie. Widocznie rewitalizacja domów jest
nam pisana – rzekłam filozoficznie i przy okazji odkryłam w sobie duszę nomada.
Kiedy bowiem pogodziłam się z opuszczeniem Zapusty, nagle poczułam dziką chęć
przeżycia kolejnej w życiu przygody. Czyżby stabilizacja i bezpieczeństwo,
jakie dawał nam dom na Pogórzu Izerskim było dla mnie już nudne?
Sen z powiek spędzały mi tylko obawy, w czyje ręce trafi
nasz ukochany dom? I ile to jeszcze potrwa? Zanim zdecydowałam się napisać i wstawić ogłoszenie, zrobiła się późna jesień. Kto na zimę kupuje domy? Mimo to
chciałam, aby potencjalni nabywcy opatrzyli się i odnotowali sobie nasz obiekt.
Prorokowałam wycieczki chętnych na wiosnę. Przyjaciele mówili, że mało pieniędzy
za dom chcemy, że prędko znajdziemy nabywcę. Osoby, które nigdy u nas nie były,
ale zawsze na każdy temat mają coś do powiedzenia, podchodzili do sprawy
sceptycznie. Teraz jest zastój w nieruchomościach, ludzie mają duży wybór, domy
stoją po kilka lat, będziecie czekać. Cóż, pokornie wysłuchałam wszystkich
opinii spodziewając się każdego scenariusza.
Przyjaciele mieli rację. Morał z tego jest
taki, że zawsze trzeba słuchać ludzi życzliwych, którzy nie kierują się w życiu
zawiścią, lecz wspierają i kibicują, choćby i im pękały serca na skutek naszej decyzji.
W listopadzie 2014 roku, po długich oczekiwaniach związanych z biurokracją bankową, nasz dom trafił do rąk Agnieszki, Wojtka i ich dwóch córek. Nie mam wątpliwości, że są to właściwi ludzie, którzy nie tylko będą kontynuować naszą
pracę, ale nadadzą temu obiektowi nową jakość.
Nam pozostała ciężka praca, by doprowadzić Dwór na Woli Zręczyckiej do stanu świetności. Mamy nadzieję, że obiekt ten stanie się dla naszych gości miejscem wyjątkowym, do którego będą z przyjemnością powracać.
Cieszę się razem z Wami i będę oczekiwać opowieści o Dworze na Woli. Rozmawialiśmy o Was dzisiaj z Wojtkiem. Ogladałam film francuski ze starym, pięknym domem w Bretanii. I tak sobie pomyślałam, że u nas takich domów nie ma, bo ludzie zostali wyrwani z korzeniami. I wszystko jest albo stare i wyniszczone, albo nowe do bólu, i zanim ktos poczuje się " u siebie" to potrwa bo przeciez musi zapuścić własne, młode korzonki. A wy wracacie w zasadzie " na swoje miejsce", do domu, który trwa i w którym są Wasze korzenie. To ogromna wartość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej
Asia
Zawsze czułam się obywatelką świata i myślałam, że korzenie nie są mi do niczego potrzebne. Było to spowodowane tym, że moja rodzina nie ma własnej mitologii, a przynajmniej nikt się nie postarał, aby mi ją zaczczepić. Jestem późnym dzieckiem moich rodziców, cała starszyzna odeszła, zanim mogłam z nimi porozmawiać o swoich korzeniach. Z biegiem lat, własnie na Pogórzu Izerskim zrozumiałam, jak ważna jest ciągłość kulturowa. Nie mając własnej tożsamości, podczepialiśmy się pod kulturę już nie istniejącą. To było piękne i mogłabym żyć tak dalej, lecz pojawiła się szansa na kultywację rodzinnej mitologii. Masz rację, to ogromna wartość.
UsuńCieszę się bardzo że tak to się układa, że znaleźliście godnych opiekunów Waszego domu i że będziecie blisko nas. Jeszcze raz powiem: możecie na nas liczyć w każdej sytuacji, jestem pewna że wkrótce dwór zatętni życiem i wypełni się gwarem gości. Jak sama napisałaś Dom to ludzie, to my sprawiamy że wypełnia się on ciepłem i tym czymś co jest niepowtarzalne dla każdego domostwa. Jak tylko zjawicie się we Dworze zadzwoń, mamy dużo do pogadania :)
OdpowiedzUsuńDzięki za wsparcie. Na pewno damy znać, jak zjedziemy do Dworu. Mamy nadzieję na Wasze odwiedziny. Wcześniej jeszcze napiszę w sprawie kóz, bo nowi nabywcy naszego domu są zainteresowani tematem.
UsuńW końcu będę mieć do Was bliżej :)
OdpowiedzUsuńJa też miałąm zawirowania niebagatelne. Nie wiem jak się to wszystko zakończy ale bardzo się cieszę, że Zapusta przejdzie w dobre ręce a dwór Wasze. Ten dwór to kopalnia możliwości :)
Kochana, liczyłam bardzo, że się ostatnio spotkamy we Dworze. Mam nadzieję, że wszystkie kłopoty już za Tobą. Tak, Dwór jest kopalnią możliwości. Choć mamy już konkretne plany na ten obiekt, będę bardzo potrzebowała rad i podpowiedzi praktyka z lokalnej branży gastronomicznej. Ogromnie na Ciebie liczę. Ściskam :-*
Usuńz przyjemnością :) co wiem, powiem!
UsuńCieszę się bardzo razem z Wami, zwłaszcza że wasze w dobre ręce idzie. Będę podglądac dalej wasze Nowe życie. Ale mam pytanie na przyszłość - czy kwestie praw własności i waszego władania Dworem macie uregulowane? myślę o sprawach i podziałąch rodzinnych, także na przyszłość? nie odpowiadaj, to sprawa prywatna, ja tak dla przypomnienia, tylko przemyśl.
OdpowiedzUsuńJesteśmy w trakcie załatwiania tych wszystkich formalności. Jak to w polskich urzędach bywa, tam nikomu się nie spieszy. Gdyby nie wielokrotne pomyłki w sprawach tak niby oczywistych, jak przepisywanie literek przez urzędników, zapewne wszystko mielibyśmy już pozałatwiane.
UsuńMagia to Wy, magia jest tam, gdzie Wy. Zatem pozostawiacie jej wszędzie po trosze, ale ona przy Was będzie. Wiem, że wszystko dobrze się ułoży. Cieszę się, zę Zapusta pójdzie w dobre ręce. Znalezienie nabywcy może nie byłoby takie trudne, ale pozostawienie ukochanego domu w takich rękach, które mogłyby zniszczyć to, co z takim oddaniem tworzyliście byłoby kamieniem na serduchu, prawda? A skoro nabywcami są ludzie z duszą pokrewną, to Wy musicie patrzeć tylko w przyszłość. Tak widocznie miało być, takie Wasze powołanie:) W styczniu jadę do Krakowa, to choć przez płot zajrzę:)
OdpowiedzUsuńBuziaki:)
Bardzo ładnie i ciekawie piszesz o sobie i historii rodziny. A co do wyborów i rad dawanych to ja od nich po prostu uciekłam. Słuchać należy po pierwsze własnego serca a potem rad przyjaciół. Inni tylko ruszają ustami. Ale Ty to wiesz dobrze, pozdrawiam.
UsuńTak, to prawda. Bardzo dziękuję :-)
UsuńDopiero dzisiaj zorientowałam się, że już zaczęłaś pisać kronikę z nowego etapu Waszego życia. Bardzo, bardzo cieszę się, że wszystko tak się układa. Z wielką przyjemnością będę czytać o historii tego miejsca i o historii, którą dopiero Wy napiszecie.
OdpowiedzUsuńUściski
Jak zwykle jestem niecierpliwa, dlatego już zaczęłam. Plan jest taki, że do czasów przeprowadzki opublikuję wszystkie dostępne nam rodzinne archiwalia oraz opowieści dotyczące życia rodziny na Woli.
Usuń