15 maja 2013 roku, decyzją NSA, po blisko 25-letnich staraniach i walkach w sądach, bezprawnie zrabowany w 1945 roku Dwór na Woli Zręczyckiej pod Krakowem, został przekazany z powrotem rodzinie-spadkobiercom jego budowniczych i dawnych właścicieli.
Tego dnia postanowiliśmy porzucić całe swoje dotychczasowe życie i poświęcić się przywróceniu i zachowaniu pamięci o tym niezwykłym miejscu. Dwór i należace do niego obiekty przez dziesiątki lat rządów PRL zostały doszczętnie rozrabowane oraz zniszczone przebudową i rozbiórką. Mozolnie dokonujemy rewitalizacji tego miejsca, by uczynić go lokalnym centrum kulturotwórczym i turystycznym. Na terenie obiektu działa już Muzeum Dwór Feillów oraz agroturystyka. Klikając w zakładki, zapoznacie się z naszą ofertą.
Jest to opowieść o czasach dawnych i tych współczesnych, o naszych zmaganiach z materią, zarówno zabytkową, jak i tą żywą, o stosunkach z urzędami i sąsiadami. Jest to blog o życiu, do którego serdecznie Was zapraszamy.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Paryż- miasto przyjazne ludziom.

Wróciłam wczoraj z Paryża całkowicie oczarowana tym miastem. Czując lęk przed lataniem samolotem, wybrałam podróż autobusem. Wycieczkę zorganizowałyśmy sobie zupełnie prywatnie z koleżanką. Wyszło nam tanio i przyjemnie, bo nie byłyśmy skazane na rygor programu, jaki oferują nam biura podróży. 
Kawalerka, w której mieszkałyśmy, mieści się w centrum Paryża tuż obok Ogrodu Luksemburskiego, w dzielnicy Montparnasse. Zainteresowanych odsyłam na stronę pani Ani. Z tego miejsca blisko jest do niemal wszystkich ważnych miejsc w Paryżu. W naszym programie znalazło się kilka ogrodów i parków, które znajdują się na obrzeżach. Po Paryżu chodziłyśmy głównie na piechotę, by poznać miasto z perspektywy mieszkańców. Nawet jeśli na drodze stanął nam jakiś sztandarowy paryski gadżet, po zrobieniu fotki szłyśmy w swoją stronę poszukując ciekawych zakątków i urokliwych miejsc.


W związku z pobytem w tym mieście nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. „Miasto przyjazne ludziom”- to zdanie wydaje mi się najbardziej trafne w odniesieniu do Paryża.
Wszystkie ogrody i parki są udostępniane mieszkańcom i turystom bezpłatnie. Nie mogłam uwierzyć w to, że wejście do ogrodu botanicznego jest wolne, sprawdzałam to kilkukrotnie w przewodniku. Owszem, ekspozycje w budynkach są udostępniane za opłatą, ale wejść na teren ogrodu, usiąść lub przespacerować się pośród kwiatów, może każdy bez uiszczania opłaty. Ogród Botaniczny zamykany jest o 18.00. Można wtedy podejść do Ogrodu Luksemburskiego, który czynny jest do 21.30 i usiąść z książką pod palmami.

wakacje pod palmami :-)


i ogrody, rabaty...


Metro lekko mnie przerażało, lecz obiektywnie muszę stwierdzić, że jest to najwspanialszy środek transportu. Jeśli wejdziesz do podziemi, na jeden bilet możesz przesiadać się tyle razy, aż dotrzesz do celu. Nasz rekord to 5 przesiadek na jeden bilet. Tunele opisane są tak doskonale, że naprawdę trzeba być najgorszą fujarą, aby się zgubić. I nie trzeba znać języka, by sobie poradzić. Znajomość francuskiego przydaje się jedynie przy kupnie biletów w maszynie. Z tym sobie nie do końca poradziłyśmy, ale przy tej okazji obaliłyśmy kilka mitów związanych z mieszkańcami Paryża.

Istnieje pogląd, że Paryżanie są nieprzyjaźnie nastawieni do turystów i że nie mówią po angielsku. To bzdura, która jest obrazą dla mieszkańców tego miasta. O kupno karnetu poprosiliśmy Francuza, który ustawił się w kolejce za nami. Obsłużył nam maszynę wypluwającą bilety z uśmiechem na ustach i trzy razy życzył nam miłego pobytu. Wszyscy, absolutnie wszyscy, u których robiłyśmy zakupy, mówili po angielsku, uśmiechali się do nas, a słysząc jak rozmawiamy między sobą w obcej dla nich mowie, pytali skąd przyjechałyśmy. Może nie nagminnie, ale ze dwa razy zdarzyło się nam gdy przeglądałyśmy mapę, że zatrzymał się przy nas jakiś Paryżanin oferując pomoc w dotarciu do celu. Szczerze mówiąc, nie znając języka, łatwiej było nam orientować się po mapie niż słuchać wskazówek po francusku. Grzecznie więc dawałyśmy do zrozumienia, że wszystko gra i że damy sobie radę.

Zaciekawił nas ten Stalingrad.
Na pewno jest taka stacja metra, ale czym jest sam Stalingrad nie doszłyśmy.

Zaskoczeniem i lekkim szokiem były dla mnie zwyczaje panujące na ulicach miasta. Sygnalizacja świetlna jest tam tylko poglądowa. Jeżeli nie ma samochodu w odległości kilku metrów od ciebie, wszyscy przechodzą na czerwonym świetle. Każdy ma oczy dookoła głowy, każdy uważa. Zdarzają się liczne wtargnięcia przed maskę auta, ale po Paryżu jeździ się wolno, a Francuzi mają niezwykle wypracowany refleks. Nie spotkałam się, by jakiś kierowca zrobił awanturę pieszemu, że wszedł mu pod auto. Natomiast byłam świadkiem przynajmniej trzech awantur pomiędzy kierowcami aut i motocyklów.  Prawdopodobnie chodziło o zajeżdżanie drogi. Były krzyki, wyzwiska i obraźliwe gesty. Jedna awantura zakończyła się szarpaniną. Kierowcy, którzy nie biorą udziału w awanturze, ale muszą stać, aż spór się skończy, są w miarę cierpliwi. Słychać było tylko nieliczne klaksony.

Pierwszego dnia, wytresowana dzięki restrykcyjnemu prawu drogowemu w naszym kraju, karającemu surowo przechodzenie na czerwonym świetle, stałam jak jakaś durna przed pustymi ulicami i czekałam na zielone światło. Jęczałam przy tym widząc, jak Francuzi manewrują i przepychają się pomiędzy jadącymi autami. W końcu do mnie dotarło, że tutaj nie kara się za przechodzenie na czerwonym świetle. Drugiego dnia odważyłam się przechodzić na czerwonym razem z tłumem, chowając się za innych. Trzeciego dnia sama zaczęłam przechodzić na czerwonym świetle nie tracąc czujności. Za każdym razem dziękowałam opatrzności, która przypomniała mi o wykupieniu ubezpieczenia turystycznego od wypadków. Nie przydało się, ale sama świadomość dodawała mi otuchy. Czwartego dnia dotarło do mnie, że policja na ulicach nie stoi po to, by karać ludzi, wyłapywać ich wykroczenia i wyrabiać jakieś normy wlepiania mandatów, ale aby ludziom pomagać i ich ochraniać.

Paryż tętni życiem o każdej porze dnia i nocy. Ludzie mają zupełnie inną mentalność niż Polacy. Po pracy Paryżanie wychodzą na miasto i spędzają czas aktywnie. Jest bardzo dużo osób biegających. Miasto usiane jest ogrodami, parkami, skwerami, na których przesiadują mieszkańcy. Nie brakuje przestrzeni dla dzieci. Restauracje ze stolikami na ulicy są dosłownie oblężone. Jest gwarno, kolorowo, radośnie. 

ćwiczenia przy bębnach w parku La Villette


W Paryżu dzieci są szczęśliwe. Mają mnóstwo przestrzeni do zabawy.
Na pierwszym planie dziwne dla mnie, ale powszechne już zjawisko 
robienia sobie selfie na kiju :-)

Nad Sekwaną w każdy wieczór organizowane są warsztaty taneczne. W jednym zakątku choreografowie uczą tanga, w drugim króluje salsa. My poszłyśmy zobaczyć to miejsce w środę. W ten dzień nad Sekwaną organizuje pokaz niezwykle ciekawa grupa żonglerów. Ciuchy, makijaże, niesamowite gadżety, którymi wymachują spowodowały, że przez chwilę znalazłam się jakby na innej planecie.


żonglerzy


tango

Paryż ma też ciemne strony, ale ciąg dalszy wrażeń przedstawię za kilka dni. Mam wiele fotografii do obróbki i czekają na mnie domowe obowiązki, których napiętrzyło się przez te prawie dwa tygodnie nieobecności cała masa.

Wybaczcie, że jeszcze przez jakiś czas pozostawię moderację komentarzy. 

11 komentarzy:

  1. Witaj z powrotem:) Ciesze sie, ze wrocilas. I ze taki udany wyjazd mialas. Zbieram sie do maila, ale poki co wciaz pisze jakies prace... Wiec pewnie odezwe sie za kilka dni.

    Ciekawa jestem co slychac we Dworze? Jak prace i jak wyglada ogrod?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjazd był naprawdę udany. Żadnych przykrych niespodzianek, niefajnych sytuacji. Wypoczęłam psychicznie, bo fizycznie to raczej nie bardzo. Codziennie po 8 godzin (minimum!) tuptania.
      Dziś zabrałam się za ogród. Tyle roboty, że nie wiadomo w co ręce włożyć. Jakoś będzie trzeba sobie pracę ustawić. Zapowiadaja upały, zatem w dzień wnętrza, wieczorem ogród.

      Usuń
  2. No, z tym niegubieniem sie w metrze, to wiesz.
    Przypomniala mi sie moja znajoma ktora swego czasu gdy w Wawie byla tylko jedna linia na Ursynow, miala wysiasc na stacji Stoklosy.
    No i kurde, dotarla na miejsce po godzinie, bo sie W METRZE ZGUBILA.
    Niewiarygodne, nie? :)))

    "Czwartego dnia dotarło do mnie, że policja na ulicach nie stoi po to, by karać ludzi, wyłapywać ich wykroczenia i wyrabiać jakieś normy wlepiania mandatów, ale aby ludziom pomagać i ich ochraniać." --- a to jest mocne. Tj. pokazuje roznice miedzy Polska a normalnie dzialajacym panstwem….

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mnie ten fragment też jakoś uderzył.
      I jeszcze, Twoje opisy Paryża, jako miasta przyjaznego ludziom, pokrywają się nieco z wrażeniami Wokulskiego z "Lalki". A było to już ładnych parę lat temu....

      Usuń
    2. O żesz! Słowo daję, że nie pamiętam już szczegółów z Lalki. Ale to miło, że miasto pozostało takim, jakim było dawniej. Te karuzele, jak z XIX wieku...

      Futrzak, rzeczywiście, ludzie potrafią. z drugiej strony, może to właśnie była wina oznakowania? W Paryżu po prostu nie sposób przegapić oznakowań.
      Co do władzy i urzędników. Niestety, nawet moje obecne lokalne przykłady świadczą o tym, że urzędnicy są w Polsce tylko po to, by ludzi szykanować i utrudniać im życie. Nie znają swoich kompetencji, łamią prawo i czują się bezkarni. Dopiero ten dystans, jaki się nabiera podróżując, pokazuje czarno na białym ten nasz polski grajdołek.

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę, że odpoczęłaś i wyjazd możesz zaliczyć do udanych.
    Francuzi generalnie na wszystko maja czas, raczej się nie spieszą, są wyluzowani. My mamy inny temperament, inne przyzwyczajenia, inny styl bycia. W trybie wakacyjnym może i taka francuska opieszałość jest super, przyjaźni, mający czas. Ale w pracy, na co dzień bywa męcząca. Mówią to wszyscy, którzy muszą z Francuzami pracować, czy współpracować. Wpływa to na terminowość, wywiązywanie się ze zobowiązań. U Adama w firmie tylko parę osób mówi po angielsku, na palcach można je policzyć, a firma jest spora.
    Fajnie, że udostępnia się te miejsca rekreacji i wypoczynku bezpłatnie. Tak powinno być wszędzie. Ale u nas też są takie miejsca, gdzie można wejść darmo.
    Ciekawa jestem, co napiszesz dalej, bo Paryż to nie tylko niewątpliwe piękno, klimat, ludzie, barwy i zapachy. Ma też drugie oblicze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę to zbyt słabo znam Francuzów, by wydawac o nich jakieś obiektywne opinie. To zaledwie mój czwarty pobyt we Francji. Pozostałe też były równie krótkie. Wierzę, że cechy, które są przesympatyczne w kontaktach prywatnych- luzik, uśmiech i czas na wszystko mogłą być upierdliwe na dłuższą metę w kontaktach zawodowych.

      Usuń
  4. Dla mnie Paryż ma specyficzny zapach, taki nie do zdefiniowania. Nie Francja, tylko Paryż właśnie. Czasem doleci mnie jakiś zapach "od czapy" i on natychmiast przywołuje paryskie wspomnienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z zapachami paryskimi jest u mnie kontrowersyjnie. Paryż w czerwcu intensywnie pachnie lipami, ale mnie w nos uderzał każdego dnia, szczególnie o poaranku, zapach moczu. Latem ludzie bawią się na ulicy nawet całą noc. I niestety, wypróżniają się w zaułkach. Bardzo nie chciałabym, aby zapach moczu kojarzył mi się z Paryżem :-)

      Usuń
  5. Fajna relacja. Zgadzam sie co do policji. generalnie nie utrudniaja ludziom zycia.
    A Paryz lubie, na krotkie , wycieczkowe wypady.
    Pozdrawiam:)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po 6 dniach byłam już nieco znużona. Jak na jeden raz, wystarczy. Nie wyobrażam sobie jednak nie wrócić do Paryża i nie oblecieć kilku ważnych dla mnie muzeów. Wybiorę się po sezonie, bo do muzeów pogoda nie bedzie miała znaczenia.

      Usuń

Dziękuję za każdy miły komentarz :-)