15 maja 2013 roku, decyzją NSA, po blisko 25-letnich staraniach i walkach w sądach, bezprawnie zrabowany w 1945 roku Dwór na Woli Zręczyckiej pod Krakowem, został przekazany z powrotem rodzinie-spadkobiercom jego budowniczych i dawnych właścicieli.
Tego dnia postanowiliśmy porzucić całe swoje dotychczasowe życie i poświęcić się przywróceniu i zachowaniu pamięci o tym niezwykłym miejscu. Dwór i należace do niego obiekty przez dziesiątki lat rządów PRL zostały doszczętnie rozrabowane oraz zniszczone przebudową i rozbiórką. Mozolnie dokonujemy rewitalizacji tego miejsca, by uczynić go lokalnym centrum kulturotwórczym i turystycznym. Na terenie obiektu działa już Muzeum Dwór Feillów oraz agroturystyka. Klikając w zakładki, zapoznacie się z naszą ofertą.
Jest to opowieść o czasach dawnych i tych współczesnych, o naszych zmaganiach z materią, zarówno zabytkową, jak i tą żywą, o stosunkach z urzędami i sąsiadami. Jest to blog o życiu, do którego serdecznie Was zapraszamy.

niedziela, 24 maja 2015

Łyżka dziegciu.

I stało się to, na co czekaliśmy z niecierpliwością i nie ma co ukrywać, z ciężkim sercem. Otrzymaliśmy ekspertyzę wykonaną przez biegłego rzeczoznawcę sądowego odnośnie stanu technicznego budynku dworu. W ten nasz wielki słój miodu, jakim jest opieka nad dworkiem i jego otoczeniem, wkradła się całkiem spora łyżka dziegciu.

Ustawa o ochronie zabytków nakłada na właścicieli nieruchomości wpisanych w rejestr zabytków obowiązek dokonania niezbędnych remontów, aby zapobiec dalszemu ich niszczeniu. Inną sprawą jest, że konserwator interesuje się zabytkiem tylko wtedy, kiedy właściciel zamierza zająć się pracami remontowymi. Niestety, remont pod nadzorem konserwatora jest dużo droższy niż naprawa zwykłego budynku. Muszą go przeprowadzać firmy, które mają odpowiednie uprawnienia, trzeba używać dopuszczonych przez konserwatora materiałów, a każdą zaplanowaną pracę trzeba poprzedzić stworzeniem kosztownego projektu. Do tego dochodzi koszt pozwoleń na każdą pracę.
Niestety, możemy zapomnieć o remoncie robionym panem Zdzisiem, Stasiem, czy Jasiem.

Oczywiście, spodziewaliśmy się kiepskiej opinii, bo mniej więcej orientujemy się w stanie technicznym nieruchomości, ale nie spodziewaliśmy się tak ogromnych kosztów, jakie przyjdzie nam ponieść, by właściwie zadbać o obiekt. Mieliśmy nadzieję, że jeszcze w tym sezonie uda nam się przygotować ze dwa, trzy pokoje dla gości, lecz z każdym tygodniem wydaje się nam to mało możliwe.

Chyba najpilniejszą robotą jest przekładka dachu, ponieważ na dzień dzisiejszy jest to sito. Widać to dopiero z od spodu, po wejściu na górny stryszek.


Drugą pilną sprawą jest wymiana starej kotłowni, głównie pieca gazowego, który jest przestarzały, skorodowany i zagraża bezpieczeństwu zarówno ludzi, jak i budynku. Trzecią pilną robotą jest zrobienie nowego szamba. Stare się zapadło. Poza tym wszystkim, robiąc na potrzeby ekspertyzy odkrywki, okazało się, że izolacja pod podłogą jest zelżała i dom ciągnie od spodu wilgoć, co też widać w postaci zacieków na ścianach. W miejscach, które odsłoniliśmy, belki na samym spodzie są przegnite.


A to zacieki i zbutwiałe miejsca od cieknącego dachu.



 Bardzo niepokoją nas pękające ściany.

Bale, z których zbudowany jest dworek też mają bardzo szerokie pęknięcia, które należy wypełnić jakąś specjalną żywicą. W wielu miejscach brakuje słomianej izolacji pomiędzy belkami. Oceniono stan zużycia bali na 50%. Trzeba też wymienić stolarkę okienną, ponieważ jest wypaczona i utraciła swoją funkcję, okna się nie domykają i budynek przez to traci ciepło. 


O takich pierdołach, jak cyklinowanie parkietów, bo ich wygląd to dramat, czy wymiana kafelek już nawet nie ma co wspominać. Zapomniałam z tego wszystkiego o kołatku (podobno to spuszczel pospolity), który od pewnego czasu zamilkł. Cóż, z nami to nawet duchy mieszkać nie chcą, co dopiero spuszczel:-)

Podsumowując, koszty podstawowego remontu zostały oszacowane na prawie pół miliona złotych, bez wliczania w to wszystkich instalacji i robót wykończeniowych. Ze względu na nie do końca jeszcze uregulowane sprawy własnościowe, nie mamy szans na uzyskanie dofinansowania zarówno od konserwatora zabytków, jak i dotacji unijnych na remont zabytku. Ale nie zamierzamy też czekać, aż dwór zawali się nam na głowę, zamierzamy działać. Nie wiem jeszcze, jakim cudem uniesiemy te koszty, bo taką ilością gotówki nie dysponujemy (a gdzie urządzanie się, przygotowanie pokoi, ogrodu?). Jedno jest pewne, nie damy rady zrobić tego wszystkiego na jeden raz. Trzeba będzie ustalić priorytety i rok po roku realizować kolejne etapy.

Mamy jednak nadzieję, że pierwsi goście odwiedzą nas już przyszłą wiosną.

13 komentarzy:

  1. Nie wiem dlaczego, ale zupelnie nie mam watpliwosci, ze calej tej gigantycznej pracy podolacie:) Szkoda, ze wszystko sie przeciaga w czasie, ale nie ma tego zlego...

    Moze ten czas przyda Wam sie np. do podjecia lepszych decyzji remontowych? Moze do zdobycia wiekszej ilosci kapitalu na remont (po uregulowaniu spr wlasnosciowych) lub do wyboru zaufanych i nie tych najdrozszych ekip?

    Zycze Wam niezmiennie, zeby jak najszybciej udalo sie wynajmowac pokoje i po malu - krok po kroku robic remont tego pieknego dworku:)

    Nadal czekam na posty i z przyjemnoscia czytam o zmianach:)
    Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie mnie nauczyło, że nic nie dzieje się bez przyczyny, dlatego i teraz staramy się podejść do tej całej sprawy na spokojnie. Plan jest taki, robimy co możemy, cierpliwie, małymi kroczkami. Kropla drąży skałę. Gdybyśmy nie ufali we własne siły, nie podjęlibyśmy się opieki nad tym obiektem. Inną sprawą jest, że gdyby nie był to obiekt rodzinny, raczej nie zdecydowalibyśmy się na takie trudne przedsięwzięcie.

      Usuń
  2. Znacie stronę polakpotrafi.pl? Myślę, że to może być dobre miejsce na zebranie funduszy na remonty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, oczywiście, znamy tę stronę, ale jakoś mi głupio prosić ludzi o kasę na taką sprawę. Tam jest tyle społecznie pożytecznych projektów, że byłoby nie fair wyskakiwać z prywatą. Postaramy się jakoś dać sami sobie radę, małymi etapami.

      Usuń
    2. Ee tam, zaraz prywata :-) Wasz Dwór może być wspaniałym miejscem spotkań twórczych, plenerów artystycznych, itp. itd.
      Trzymam za Was kciuki.

      Usuń
    3. Masz rację, ale ja jakoś nie umiem prosić innych o pieniądze. Myślę, że są bardziej potrzebujący i bardziej zasługujący na pomoc. Czuję, że i tak dostaliśmy od losu bardzo dużo.

      Usuń
  3. Szkoda, że użytkujący i korzystający z obiektu przez wszystkie powojenne lata, mam na myśli m.in. politechnikę nie są zobligowani prawem do partycypowania w kosztach. W końcu to jest dziedzictwo narodowe, a że akurat obecnie w rękach prywatnych, to tym bardziej przydałaby się pomoc.
    Trzymam więc kciuki za Wasze zmagania. A może kiedy spuszczela spuści się na bambus (nie wiem czy on to żre?) to i dobre duchy powrócą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W teorii można ich pozwać o odszkodowania za ostatnie 10 lat użytkowania, w teorii to skomplikowane, ale nie wykluczamy.
      Spuszczel żre tylko drewno drzew iglastych i skurczybyczek żeruje tylko na martwym drewnie. Chyba nie ma na niego mocnych, trzeba polubić sublokatora.

      Usuń
  4. Od jakiegoś czasu śledzę bloga i jestem pod ogromnym wrażeniem Waszych dokonań. Trzymam także mocno kciuki za postępy prac. Wspólnie z mężem także staramy się odrestaurować zabytkowy dwór. Na początku naszej drogi myśleliśmy, że remont musi zostać przeprowadzony przez wykwalifikowaną firmę co oznacza conajmniej podwojenie kosztów remontu. Owszem niezbędny jest projekt prac remontowych (niestety bardzo kosztowny element remontu!). My ponadto musieliśmy sporządzić inwentaryzację budynku, ekspertyzę techniczną, mykologiczną oraz konserwatorską by w ogóle przystąpić do sporządzenia projektu. Do uzyskania pozwolenia na prace remontowe musieliśmy wskazać kierownika robót oraz inspektora nadzoru inwestorskiego, którzy no właśnie, muszą posiadać odpowiednie kwalifikacje.
    Prace remontowe natomiast realizujemy systemem gospodarczym, co oznacza iż współpracujemy z panem Zdzisiem, Stasiem czy Józkiem. Sęk w tym, że umiejętności pana Stasia czy Zdzisia muszą zostać zaakceptowane przez kierownika robót, gdyż to kierownik odpowiada za wykonanie prac, które następnie będą odbierane przez konserwatora. W naszym przypadku kierownik bardzo angażuje się w prace, często nadzoruje wykonywanie prac. Czasem wykonawcy skarżą się na niego, iż generuje on dodatkowe problemy :) oraz podnosi koszt materiałów i prac. Realizują jednak jego zalecenia i dzięki temu współpraca trwa. Kierownik podpowiada nam kiedy i na czym można zaoszczędzić bez uszczerbku w zabytek. Wskazuje także kiedy warto zainwestować w droższe rozwiązania przedłużające bytność obiektu lub poprawiające jego estetyke. Myślę, że warto poszukać kompetentnego kierownika oraz umiejącego komunikować się z panem Stasiem czy Zdzisiem wtedy można remont z powodzeniem przeprowadzać systemem gospodarczym.
    Pozdrawiam, Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Małogorzato. Bardzo dziękuję za odwiedziny i komentarz. Szkoda, że nie prowadzisz bloga, bo chętnie przyjrzałabym się innym, podobnym do naszego projektom. Może zechcesz napisać nam coś o swoim dworku na maila? (Jest widoczny na pasku po prawej).
      Jak sama zauważyłaś, wszystko zależy od organizacji i ludzi, z jakimi ma się do czynienia. Na pewno można mieć wpływ na jakąś tam część kosztów, niemniej jednak nie ma wątpliwości, że zabytek generuje większe kwoty, jakie trzeba wydać na remont.
      Nasz problem to nie przepisy i załatwianie wszystkiego z konserwatorem, ale współwłaściciel, który nie zamierza uczestniczyć w kosztach remontu blokując tym samym uzyskanie pozwoleń konserwatorskich na remonty. No i problem odwieczny-kasa na to wszystko.

      Usuń
  5. Cholibka, troche tego jest.
    Macie szanse na uregulowanie spraw ze wspolwlascicielem?
    Szkoda, ze ludzie, ktorzy chca cos zrobic, sa zostawieni samym sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, próbowaliśmy kilka razy polubownie załatwić sprawę, ale złośliwość i pazerność ludzka jest poza wszelkim wyobrażeniem. W dodatku są współwłaścicielami nielegalnie, przez przeoczenie i nasze niedopilnowanie własnych spraw. Cóż, któżby się spodziewał, że oszuka nas własna rodzina? Czekam tylko na pozwolenie rodziny, by szczegółowo opisać kulisy tego przekrętu.

      Usuń
  6. Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy miły komentarz :-)