1 kwietnia minął rok od naszej przeprowadzki z Dolnego
Śląska do Małopolski. Przyszedł zatem czas na pierwsze podsumowanie naszej
decyzji.
Nie ma co ukrywać, że w Zapuście wiedliśmy przez kilkanaście
lat życie niezwykle spokojne, sielankowe, bez większych trosk i zmartwień. Było
to życie ustabilizowane, a choć bardzo skromne, to niezwykle piękne. Taka
stabilizacja ma też swoje ciemne strony. Straciliśmy dystans i nie widzieliśmy
już możliwości rozwoju w tamtym miejscu. Usiedliśmy na laurach i dni mijały nam
jeden za drugim. To było wygodne życie. Niejeden popukałby się w czoło (i
zapewne się popukał) na wieść, że zrezygnowaliśmy ze swojej strefy komfortu, by
podjąć się nowego wyzwania.
Nowe wyzwanie w postaci objęcia opieką starego, zaniedbanego
dworku nie miało nic wspólnego ze świętym spokojem. Sprawy reprywatyzacyjne
związane z pozostałymi częściami majątku wciąż trwają, procesy sądowe mnożą się
nam jak grzyby po deszczu. Jest ogrom pracy, jeszcze więcej nerwów oraz presja
związana z jak najszybszym udostępnieniem obiektu turystom, bo przecież musi on
zarabiać na swoje utrzymanie. Pojawia się zatem pytanie, czy podejmując decyzję
o przeprowadzce zrobiliśmy sobie dobrze?
Jestem w stu procentach pewna, że tak. Nigdy nie żałujemy
swoich decyzji i nigdy nie oglądamy się za siebie. Jest ciężko, bywa nerwowo,
lecz nie opuszcza nas optymizm, ani poczucie humoru. Mamy przeświadczenie, że
robimy coś fajnego nie tylko dla siebie, ale również dla innych, dla
społeczności, która ciepło wspomina lata, gdy wokół dworku zawsze coś się
działo. Prawie codziennie, a w weekendy kilka razy dziennie, zatrzymują się
koło nas spacerujący ludzie i wyrażają swoje zadowolenie, że po latach
opustoszenia, dwór znów ma opiekunów i powoli wkracza tu na nowo życie. Wielu z
tych spacerowiczów miało przed wojną kogoś z rodziny, który pracował we dworze.
Opowiadają nam cudne historie, które w ich rodzinach przekazywane są z
pokolenia na pokolenie. Wszyscy dobrze wspominają tamte czasy. Takie słowa
działają na nas niezwykle motywująco. To wszystko sprawia, że mimo trudności,
chce nam się dalej działać.
Nie jest możliwe w żadnej społeczności, by każdy przyjmował
„nowych” tak samo. Staramy się zatem nie zwracać uwagi na nieliczne, wrogie
spojrzenia ludzi zawistnych. Nikomu tutaj nie zrobiliśmy nic złego, nikt też
nie usłyszał od nas złego słowa, zatem jawna do nas niechęć spowodowana jest
tylko i wyłącznie nieczystym sumieniem. Cóż, ktoś w końcu rabował i parcelował
ten majątek dworski.
Zapustę wspominamy z niezwykłą nostalgią i z radością
obserwujemy, jak nowi właściciele nadają naszemu dawnemu domowi nowy charakter.
Powoli wydobywają z tamtego miejsca potencjał, którego my już nie widzieliśmy.
My z kolei możemy realizować swoje plany w otoczeniu, które ponownie pobudziło naszą
kreatywność.
Zapowiadałam otwarcie dworku dla turystów w połowie maja.
Już widzę, że nie uda się na sto procent zrealizować tego planu. Na pewno
gotowa będzie ekspozycja muzealna i może 2 pokoje. Kolejne będziemy oddawali w
miarę możliwości jak najszybciej. Napiętrzenie innych spraw, pilna sprzedaż
pozostałych w Zapuście gruntów, by uciec przed skandaliczną ustawą
przywiązującą chłopa do ziemi, jak za czasów pańszczyźnianych, spowodowały
poślizg w pracach remontowych. Z niewielkim tradycyjnym w naszym kraju obsuwem,
ale damy radę.
Tymczasem w ogródku kolorują się pierwsze wiosenne kwiaty.
Jest to owoc naszych prac pielęgnacyjnych, które prowadzimy od dnia
przeprowadzki.
Jest słonecznie, ciepło, wiosennie, kolorowo, czego chcieć więcej?!