Z wizytą u mechanika w Gdowie.
Ostatnia
podróż na Wolę w czerwcu, a zwłaszcza skomplikowana awaria auta, na tyle dała
mi w kość, że we wrześniu podczas drogi, miałam, duszę na ramieniu. Wprawdzie
auto zostało niby gruntownie przebadane, zainwestowaliśmy w jego lifting kwotę
większą od jego wartości, ale uraz pozostał. W końcu seat ma już 21 lat. Droga
upłynęła nam bardzo spokojnie, nie wydarzyło się nic złego, a Krzyś aby dodać
mnie i zapewne sobie otuchy, co kawałek pokazywał mi palcem zepsute samochody stojące
na poboczu.
- O
zobacz, ten ma nie więcej, jak pięć lat, a tamten to już zupełna nówka.
W
ten sposób przekonywał mnie, że wiek samochodu o niczym nie świadczy.
Na
Wolę zajechaliśmy za dnia. Rozłożyliśmy bagaże, a szczęśliwe psy rozbiegły się
po całym terenie. Mamy naprawdę wspaniałe warunki dla psów w Zapuście, ale coś
w tym jest, że zarówno w czerwcu, jak i we wrześniu, trzeba było je długo
prosić, by zechciały wrócić z nami do domu. One po prostu jeszcze przed naszą decyzją
wiedziały, że to jest ich nowy dom.
Wieczorem
Krzyś zrobił przegląd auta. Przyszedł do mnie trochę zasępiony.
-Nie
denerwuj się, ale mamy malutki, naprawdę malutki problem.
Ścisnęło
mnie w żołądku.
-Pasek
rozrządu jest odrobinę wystrzępiony. Wolałbym go wymienić, ponieważ jak pęknie,
to nic nam nie pomoże.
Oczyma
mojej rozbuchanej wyobraźni ujrzałam, jak seat, przyczepa my i cztery psy, w
tym jeden histeryk, wracamy do domu na lawecie.
-Niestety,
sam tego nie wymienię, musimy znaleźć jakiś warsztat.
Zastanawiając
się, jak nasz mechanik mógł to przeoczyć, następnego dnia udaliśmy się do Gdowa
w poszukiwaniu mechanika, który dokonałby wymiany na miejscu lub w jakimś
rozsądnym czasie.
Jest
to wiedza powszechna, że dobry i uczciwy mechanik to skarb. My byliśmy obcy, w
nieznanym miejscu i bardzo łatwo mogliśmy paść ofiarą jakiegoś cwaniaczka.
Aby
zmniejszyć koszty naprawy, zakupiliśmy pasek rozrządu w sklepie motoryzacyjnym.
Tam zapytaliśmy o jakiś rozsądny warsztat. Mechanik, do którego nas skierowano,
miał akurat pełne ręce roboty. Widząc jednak obcą rejestrację i słysząc
opowieść, że jesteśmy w podróży, zaproponował nam termin na dzień następny.
Dowiedzieliśmy się, że wymiana tej części będzie u niego kosztować 150 zł.
Zgodziliśmy się, ale postanowiliśmy poszukać jeszcze szczęścia gdzieś indziej,
ponieważ Gdów, sądząc po widzianych przy jakiejś innej okazji szyldach, wydał
nam się naszpikowany warsztatami samochodowymi. Mieliśmy już też jakieś
rozeznanie, co do ceny.
Właśnie
zaczęło padać, kiedy napotkaliśmy warsztat, przy którym stał jeden tylko rozgrzebany
wóz.
Właściciel
warsztatu, wysłuchawszy naszej historii, że jesteśmy z daleka i do domu mamy
500 km, rzekł że oczywiście, może odstawić mniej pilną robotę i wymienić nam tę
część za 280 zł.
-Oj
nie, to nie, my dziękujemy- odparłam. –Jesteśmy umówieni na jutro u innego
mechanika za 150 zł.
-Acha,
no dobrze- po zmarszczkach na czole widać było, że mechanik intensywnie myśli i
kalkuluje, co robić.- To ja wam to wymienię za 150 zł.
Ucieszyliśmy
się, choć tak naprawdę to trzeba było wiać. Facet ewidentnie szukał „jeleni” do
oskubania. Świadczyła o tym pierwsza wygórowana kwota. Jeśli ktoś na wstępie
próbuje cię oszukać, nie warto w ogóle
z takim rozmawiać. Już później, analizując na spokojnie sytuację, zastanowiłam
się, że nie bez powodu u pierwszego mechanika stał sznur kilku aut, a u tego
jeden biedny gruchocik.
Ucieszeni,
jak jakieś głupole, przystąpiliśmy do omawiania szczegółów.
-No
ale jak wymienimy pasek rozrządu, to jeszcze koniecznie trzeba wymienić rolkę
napinającą – tłumaczył nam mechanik.
-Hm...
–zamyślił się Krzyś. -Ale może jednak nie trzeba. Może zadecydujemy o tym, jak
ją wyjmiemy i okaże się, że jest zużyta.
-A
jak już rozbieramy- podniecił się niezdrowo mechanik- To może powinniśmy
wymienić pompę wody?
-Ale
co ma pompa wody do paska rozrządu?- zdenerwował się Krzyś.
Krzyś
jest świetnym mechanikiem –amatorem. Kiedy spawał i konserwował podwozie seata,
rozebrał auto na drobne części i co ważniejsze złożył go z powrotem. I nie
została żadna śrubka.
Zapaliła
mi się czerwona lampka w głowie.
-No,
wygląda na to, że chce pan nam wymienić pół samochodu?- rzekłam kąśliwie.
-Ale
tę rolka napinającą trzeba wymienić koniecznie- kontynuował mechanik.
-Zobaczymy- stwierdził Krzyś.
-My pójdziemy teraz na spacer do bankomatu, panowie rozbiorą samochód i zadecydujemy.
Nie
bacząc na strugi deszczu i nie mając też żadnej innej alternatywy,
pomaszerowaliśmy w kierunku centrum Gdowa w poszukiwaniu bankomatu.
-Wiesz...
–zagaił Krzyś. –Ten facet ma rację. Pasek rozrządu powinno się wymienić razem z
rolką. Dogadaliśmy się z nim, że jeśli będziemy wymieniać rolkę to policzy nam
tylko za część, robocizna będzie w cenie wymiany paska. Tych kilku złotych
marży mu nie będę żałował.
-Dobrze,
oczywiście, jak trzeba to robimy. Ja chcę bezpiecznie wrócić do domu.
Kiedy
ponownie stanęliśmy przed warsztatem, samochód był rozgrzebany, a mechanik
zaczął zachowywać się tak, jakby mu ktoś śrubkę w tyłku podkręcił. Machał
kończynami na wszystkie strony. Tu koniecznie trzeba wymienić i to i tamto, a
pompa wody świszczy! Patrzyliśmy na niego przerażeni. Asertywność może i jest
naszą mocną stroną, ale mamy do pokonania 500 km. Po takim tekście każdemu
zmiękłyby nogi.
-Dość!-
zarządził Krzyś. –Wymieniamy tylko pasek rozrządu i rolkę!
Mechanik
sklęsł, jak nakłuty balonik.
Nie
odwiedzałam krajów arabskich, ale nie wiedzieć czemu ta scenka skojarzyła mi
się z arabskim zwyczajem targowania się. Nie znam jeszcze lokalnej mentalności
i tradycji, ale być może właśnie w ten sposób załatwia się sprawy „krakowskim
targiem”?
Uregulowawszy
należność, mechanik zaczął roztaczać przed nami wizje, że ani chybi po drodze
do domu pęknie nam pompa wody oraz spadnie na nas 10 plag egipskich. Na koniec
uścisnął nam krzepko dłonie oraz... polecił się na przyszłość. Jezus
Maria!!!
Wyszłam
z tego warsztatu wymięta psychicznie.
-I
co o tym wszystkim sądzisz, kochanie? – zapytałam cichutko.
-Tak
to właśnie wygląda, jak jesteś tu obcy, nie masz żadnego punktu zaczepienia ni
osoby, która mogłaby ci polecić odpowiednich fachowców. Jedną z pierwszych
rzeczy, o którą trzeba się postarać, to stworzyć sieć kontaktów i poleceń.
Łatwo
powiedzieć, na razie nie znamy nawet własnych sąsiadów. Oczywiście, jest to
tylko kwestia czasu.
cdn...
Poczatki bywaja pelne niespodzianek. Zaczynacie nowy rozdzial, w pieknym miejscu, ktore bylo dla Was pisane. Czas zrobi swoje, wiec za rok o tej porze bedziecie juz obeznani z okolicznymi mieszkancami i fachowcami. Fajne rowniez jest to, ze bedziecie mieli blisko dobrych ludzi z blogosfery, a Ci, ktorzy zostana daleko beda Was wspierac pozytywna energia :)
OdpowiedzUsuńI właśnie od ludzi z blogosfery zaczęliśmy nawiązywanie osobistych kontaktów. Już niedługo wpis o wizycie w Jolinkowie.
UsuńSieć ludzi do unikania pewnie też powstanie, niegodnych zaufania, naciągaczy itp. Takie życie, niestety. Życzę Wam jednak, aby tych wymienionych była maleńka garstka, a tych przyjaznych całe mnóstwo. Dacie radę, poznacie ludzi, oni Was i na drodze wzajemnej życzliwości i sympatii wtopicie się w lokalna społeczność, czerpiąc i dając.
OdpowiedzUsuńZapewne pierwszym człowiekiem do unikania będzie ten nadpobudliwy mechanik :-) Na pewno będzie tak, jak piszesz, to tylko kwestia czasu :-)
Usuń