1.05.2014
W niedzielę, przy okazji spotkania z sąsiadami, wybraliśmy
się na wieczorny spacer do miejsca zwanego Rasiki. Na Rasikach Antoni Feill i
jego żona Stefania wybudowali sobie tuż przed wojną dom w stylu tyrolskim.
Niestety, długo się nim nie nacieszyli. Po wybuchu wojny Antoni trafił do obozu
jenieckiego, a dom na Rasikach (zwany przez miejscowych również dworem) służył
za szpital polowy dla partyzantów. Został on spalony przez Niemców razem z
pacjentami. Po domu na Rasikach nie pozostał ponoć kamień na kamieniu. Trudno
mi uwierzyć w to, by rzeczywiście tak było. Zawsze pozostaje coś, co może
świadczyć o miejscu osiedlenia. Od spalenia domu minęło około 70 lat. Cóż to
jest w porównaniu ze znajdowanymi przez archeologów śladami osadnictwa sprzed
tysięcy lat?
Miejsce po dawnym siedlisku kompletnie zdziczało.
Sąsiedzi zaprowadzili nas na łąkę w środku lasu, na której
można było zauważyć stare owocowe drzewa. Niewątpliwie miejsce to było użytkowane
przez ludzi. Rzut oka wystarczył mi, by stwierdzić, że ja bym tutaj nie
postawiła domu. W naszym klimacie stok północny, zimny, wilgotny, zacieniony
lepiej nadaje się na pastwisko dla zwierząt, niż na osiedlenie się. Późniejsza
rozmowa z Mamuśką utwierdziła nas w tym przekonaniu. Drzewa owocowe były
sadzone ręką Antoniego, a na łące pasły się jego krowy. Poznaliśmy zatem miejsce
zwane Rasiki, lecz nadal zagadką jest dla nas umiejscowienie domu Antoniego. Musimy
poszukać go na szczycie zbocza, lub na jego południowym stoku.
Dziś odwiedził nas człowiek. Generalnie ludzi kręci się tu
sporo, szczególnie w dni wolne od pracy. Przyjeżdżają, zaglądają, podziwiają,
wyrażają zaniepokojenie, wreszcie cieszą się, że obiekt wkrótce będzie
funkcjonował. Człowiek, który nas dziś odwiedził, organizuje lokalną imprezę
Limanowa Cup. Z tego, co się zorientowałam, jest to weekendowy bieg na
orientację, który gromadzi kilkuset uczestników. Szybciutko zleciłam przez
telefon siostrze poszperanie w Internecie i poszukanie informacji dotyczących
poprzednich edycji tej imprezy. W ocenie mojej siostry jest to fajne
przedsięwzięcie, które gromadzi wielu sponsorów. Mimo, że nie mamy jeszcze
żadnej infrastruktury i dysponujemy jedynie terenem oraz domkiem-służbówką
zdecydowaliśmy, że możemy sobie pozwolić
na tego typu współpracę. Podaliśmy człowiekowi nasze numery telefonów i jeśli
zgłosi się do nas, myślę, że zgodzimy się na przyjęcie kilkuset osób na naszym
terenie. Ta liczba nieco mnie przeraża, ale skoro w Zapuście na niewielkim podwórku
zmieściło się 60 osób, czemu na hektar nie wejdzie 400? Postanowiłam
przygotować na ten dzień ulotki informujące o historii Dworu oraz o jego
mieszkańcach. Na końcu znajdzie się informacja, jak obiekt będzie funkcjonował
w przyszłości oraz zaproszenie do ponownych odwiedzin. W sumie to takie ulotki
przydałyby się na stałe, nie ma bowiem dnia, by ktoś nie przyjechał, nie
zatrzymał się i nie zapuścił żurawia na teren Dworu.
Całkiem niedawno zdarzyła się pewna historia, o czym z
oburzeniem opowiadają nam nasi sąsiedzi z obu stron. Ktoś dostał się na teren
Dworu pokonując ogrodzenie oraz lekceważąc ostrzeżenia o opiece firmy
ochroniarskiej, o alarmie i monitoringu obiektu. Para owa została nakryta przez
sąsiadów na zaglądaniu w okna. Wybuchła z tego powodu niezła awantura. Ja
rozumiem zainteresowanie obiektem, ale na boga, jeśli teren jest zamknięty i
ogrodzony, nikt nie ma prawa tam wchodzić. Dwór jest widoczny bardzo dobrze z
drogi i to z obu stron, a wnętrze nie powinno nikogo interesować. Po pierwsze,
jest tam pusto, a po drugie stanowi przestrzeń prywatną nie objętą ochroną
konserwatorską. Dwór będzie udostępniony do zwiedzania kiedy przeniesiemy tam
nasze zbiory muzealne. Prosimy o cierpliwość i zrozumienie. Być może owi ludzie
nie mieli złych zamiarów i powodowała nimi jedynie ciekawość, niemniej jednak
zawsze liczymy się z faktem, iż na świecie nie brakuje wandali i złodziei.
Każde naruszenie prywatności i wtargnięcie bez zgody na teren Dworu będzie
traktowane, jak włamanie i zgłaszane organom ścigania.
31.04.2014, och Riannon , mi z kalendarza, uciekł ten dzień
OdpowiedzUsuń(żarty :))))
Och, ja mam kłopot z wszelkimi cyframi, datami, etc :-) Tak to jest, jak po fakcie usiłuję przypasować daty do tego, kiedy co pisałam :-) Jak wrócę do domu, to sobie z kalendarzem skoryguję, bo mi rzeczywiście jakiś tajemniczy dzień wskoczył :-)
UsuńCóż, byłam zimą i żurawia zapuszczałam, a jakże. Ale uprzedziłam Was, ze będą, fotki zza płotu strzeliłam i tyle. do głowy by mi nie przyszło, aby wchodzić na czyjś teren. Ale niestety takich nie brakuje. Dobrze, że sąsiedzi są czujni, pilnują Dworu jak własnego mienia. To dobrze!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z ta imprezą, będzie okazja do reklamy, tego nigdy zbyt wiele. Szkoda, że nie można podać konkretnych dat. Właśnie tych dat Wam życzę, tych konkretów.
Buziaki:)
Dziękuję. Właśnie tego do szczęścia nam brakuje, zakończenia sprawy sprzedaży domu i stabilizacji która umożliwi nam zaplanowanie czynności w czasie.
UsuńBardzo Wam kibicuje!
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńTrzymam kciuki!
OdpowiedzUsuń:-)
Usuń