29.04.2014
Jedną z najprzyjemniejszych chwil, które są naszym udziałem
w tych spartańskich warunkach jest poranna kawa, którą podaję do łóżka. Budzimy
się już coraz później. Wstaję, schodzę na dół, gdzie oczekują na mnie już
stęsknione psiaki. Otwieram im drzwi na podwórko, załączam czajnik elektryczny,
sypię do kubeczków kawę. Następnie z cieplutkim parującym moim narkotykiem
zagrzebuję się na powrót w puchową kołdrę. Sypialnia jeszcze przez pół dnia
pachnie kawą.
Winna jestem moim czytelnikom kilku informacji dotyczących
samej wioski Wola Zręczycka, czy też Wólka Zręczycka, jak to jest zanotowane w rejestrze
urzędowym TERYT. Wólka nie jest wioską, ale przysiółkiem Zręczyc. Wszystkie
znajdujące się tam domy mają adres na Zręczyce. Panuje totalny chaos w
numeracji. Numery setne są obok dziesiętnych. Listonosz zapewne się już
przyzwyczaił, tym bardziej, że domów na Wólce jest kilkanaście. Pośród
mieszkańców wioski przynajmniej 1/3 to osiedleńcy z miast. Mamy osiedleńców z
Krakowa i z Warszawy, a wkrótce osiądziemy tam my- neowieśniacy z Wrocławia.
W niedzielę zostaliśmy zaproszeni do najbliższych sąsiadów- osiedleńców z Krakowa- na małe pogaduchy. Mamy ogromne szczęście, że niedaleko nas mieszkają ludzie w
naszym wieku, z którymi mamy wspólne tematy. Rodzi to nadzieję na przyszłą
współpracę, wzajemną pomoc, czasem na miłe spędzenie czasu. Zostaliśmy
obdarowani przez sąsiadów dwoma gęsimi jajami. Ucieszyłam się, jak dziecko z
cukierka. Nigdy wcześniej nie kosztowałam gęsich jaj. Zrobiłam z nich
jajecznicę, choć szkoda było mi rozbijać skorupek. Gęsie jaja kojarzyłam do tej
pory z wydmuszkami, z których zdolnie kobiety robiły wielkanocne pisanki.
Jajecznica była bardzo smaczna, choć prawdopodobnie, gdybym nie wiedziała, że
jest zrobiona z gęsich jaj, nie uchwyciłabym różnicy. Teraz czekam na okazję,
aby odwdzięczyć się sąsiadom za ten miły gest i zaprosić ich na tuskulańskie wino.
Czas, który spędzimy teraz na Woli zamierzam wykorzystać na
prace ogrodowe. Niestety, dotkliwie odczuwamy brak narzędzi. Udało mi się nabyć
sekator, choć początkowo były z tym spore kłopoty. W sklepach, do których
trafiałam, akurat oczekiwano na przyjęcie towaru. Zaczął się sezon ogrodniczy,
większość narzędzi zostało wykupionych. W poniedziałek natrafiliśmy w Gdowie na
dwa bardzo dobrze zaopatrzone sklepy ogrodnicze. Wybór sekatorów i innych
narzędzi był spory. Chwilowo, kiedy jeszcze nie możemy sobie pozwolić na
większe inwestycje, nabyłam tańszy sekator, jednak mając w posiadaniu tak
wielki ogród, który wymaga niebywałej pracy, zamierzamy w przyszłości
zainwestować w bardzo solidne, markowe narzędzia.
Uff... pierwszy dzień pracy.
Jako pierwszy pod nóż poszedł berberys okalający klomb. Był
on sadzony kilkadziesiąt lat temu. Wymaga solidnego przecięcia, oczyszczenia z
suchych i starych pędów. Długo się zastanawiałam nad formą klombu i zastanawiam
się nadal. Jedno wiem na pewno, że nie może tam być berberysu. Klomb nie może
dominować nad bryłą Dworu, a do tej pory tak było. Berberys zasłaniał i dusił
rośliny wewnątrz klombu. Z resztą i tam wszystko zdziczało i zarosło trawą i
pokrzywami. Klomb zostanie całkowicie przebudowany tak, by nie stanowił
konkurencji dla Dworu. Niestety, nie nastąpi to tak szybko, jakbyśmy chcieli,
ponieważ musimy zwrócić się do Konserwatora Zabytków o pozwolenie na usunięcie
schorowanej jodły, która nie dosyć, że ma suchy czubek, to rośnie tak blisko
budynku, że zasłania go oraz stanowi zagrożenie. Po poprzednikach
odziedziczyliśmy jeszcze kilka innych chorych, pousychanych drzew, które
będziemy musieli zgłosić Konserwatorowi do usunięcia.
Berberys przycinam sekatorem do 1/3 wysokości, Krzyś
wykopuje go i sadzi w innym miejscu. Żywopłot z berberysu będzie oddzielał
część rekreacyjną od ogrodowej, gdzie rosnąć będą maliny i jeżyny. Ich owoce
wykorzystamy do produkcji pysznego wina i soków. Dla nas i dla naszych gości
będą rarytasem i witaminową bombą, szczególnie podczas długich, zimowych
wieczorów.
Widzę, że mam trochę lektury do nadrobienia :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Aż tak dużo jeszcze nie ma, w każdym razie serdecznie zapraszam :-)
UsuńTrochę mnie przestrasza ogrom pracy przed Wami. Ale to też radość tworzenia. Wyjąwszy złośliwe piece.
OdpowiedzUsuńPiec, to pikuś. Najciekawiej zapowiada się szambo :-)
UsuńOjeju, ależ tam huk roboty macie!!! Oby dało się coś z tym ogrzewaniem zrobić!
OdpowiedzUsuńA jak kicia się zaaklimatyzowała?
Huk będzie większy, niż się na pierwszy rzut oka wydaje, ale pożyjemy, zobaczymy...
UsuńKicia pozostała w dworskiej kuchni, nie zdecydowaliśmy się jej wypuścić na podwórko. Za to miała rekompensatę w postaci szynki w miseczce. Wróciła okrąglutka, jak balonik :-)
Wy mocni ludzie jesteście! Dacie radę.
OdpowiedzUsuńJak już w to weszliśmy, to musimy dać sobie radę, teraz po prostu nie mamy wyjścia :-)
Usuń