Jakiś czas temu blogerka Mika pisała o swoim lekarzu, który
na klapie od fartucha nosi znaczek z rozcapierzoną dłonią i napisem- nie biorę!
Przypomniało mi się to, kiedy sytuacja zmusiła nas do udania się do Urzędu
Gminy w sprawie podatków, a potem do małopolskiego WKZ-tu. Rozmawiając z panią
z Urzędu Gminy przez telefon, niemal słychać było, jak rwie sobie włosy z
głowy. Nikt tam nie panuje nad zmieniającymi się jak w kalejdoskopie
współwłaścicielami, bo jesteśmy w trakcie załatwiania tych wszystkich
skomplikowanych formalności. To było dla mnie mniej więcej zrozumiałe, gdyż
każdy z urzędów, sądy, księgi wieczyste, potrzebują kilku tygodni na
wprowadzenie nowych danych i puszczenie ich dalej w świat. Niezrozumiałe dla
mnie było, iż w wykazie gminnym figurują jeszcze zabudowania, które zniknęły z
powierzchni ziemi 30, a może 40 lat temu. Umówiliśmy się z panią prowadzącą
sprawę podatków, iż przyjdziemy do niej osobiście i skorygujemy stan wiedzy
urzędniczej ze stanem faktycznym.
-Ciekawa jestem, czy gdybym na każdą wizytę w urzędzie
wkładała koszulkę z przekreśloną ręką i napisem „nie daję”- zagaiłam naiwnie Chłopa-
to korzystnie wpłynęłoby na wynik wizyty, czy wręcz przeciwnie?
-Moim zdaniem wyleciałabyś za drzwi, pomiędzy „puk, puk”, a „dzień dobry”.
Dalsza dyskusja na ten temat była jałowa, ponieważ i tak nie
mamy gotówki na łapówki i wszystko musimy załatwiać zgodnie z przepisami
pomnożonymi przez dobry/zły humor urzędnika.
W Urzędzie Gminy okazało się, że dwór na Woli Zręczyckiej ma
osobną teczkę. Stan skomplikowania tej sprawy musi być zatem ponadprzeciętny.
Zacznę może od tego, iż zwróciliśmy się z podaniem o
zwolnienie z podatku części objętej ochroną konserwatorską, czyli dworu wraz z
działką, na której stoi, ponieważ takie prawo daje nam ustawa o ochronie
zabytków. Pani urzędniczka prowadząca tę sprawę zażyczyła sobie, abyśmy
uzyskali od konserwatora zabytków dokument potwierdzający, że dwór i otoczenie jest
konserwowane i utrzymywane zgodnie z przepisami o ochronie zabytków i opiece nad
zabytkami.
Ręce mi opadły. Dopiero od niedawna Chłop ma akt własności i
nie w naszej mocy było to, jak dwór był do tej pory konserwowany i utrzymywany.
Teoretycznie, gdybyśmy przejęli rozlatującą się ruinę, to nie uzyskalibyśmy
zwolnienia z podatku? Kolejny polski urzędniczy absurd.
Zazgrzytałam zębami. Nie będę- przynajmniej na początek-
robiła żadnych rewolucji w kolejnym po Olszynie Urzędzie Gminy. Zacisnęłam zęby
i grzecznie poinformowaliśmy panią, że pojedziemy do Krakowa i postaramy się
uzyskać ten papier. Przy okazji zapytaliśmy, czy Politechnika będąca w
przeszłości użytkownikiem zabytkowej posesji również składała tego typu
dokumenty. Nie uzyskaliśmy jednoznacznej odpowiedzi prócz takiej, że z
Politechniką nie było żadnych problemów, płacili podatki zawsze i na czas. A
pewnie, z pieniędzy publicznych to sobie mogli pozwolić na płacenie kosmicznej
kwoty nawet za budynki, które wyburzyli 30 lat temu.
Kilka następnych minut zajęło nam tłumaczenie pani, że na posesji
są 2 budynki, a nie trzy, jak ma to w swoim aktualnym wykazie.
-Bardzo proszę do nas przyjechać i sobie policzyć
zabudowania- zachęcaliśmy panią, jak tylko mogliśmy.
Pani urzędniczka nie była zainteresowana wizytą, uwierzyła
nam na słowo.
-Czekam na ten papier od konserwatora- rzekła na pożegnanie.
-Boże, jaka ja byłam naiwna myśląc, że uda się to wszystko załatwić
podczas jednej wizyty- jęknęłam zlana potem nie tylko z powodu panujących
dzikich upałów.
Cdn…
Ciekawa jestem bardzo relacji z wizyty u konserwatora.
OdpowiedzUsuńTak, tam było jeszcze ciekawiej :-)
UsuńKochana, rzeczywiście byłaś naiwna. Załatwić takie rzeczy od ręki, w sezonie urlopowym? Nie, niemożliwe. Ale jestem bardzo ciekawa, co udało się Wam osiągnąć. Może prościej by było, gdyby wszystkie znane już Wam urzędy wysłały swe "referencje" i wtedy dla świętego spokoju załatwialiby wszystko jeszcze przed Waszym przybyciem, bojąc się wszczynać wojny, z góry skazanej na przegraną.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, jak zwykle:)
Jestem już chyba szeroko znana ze swojej naiwności. Wciąż wierzę w dobrą wolę ludzi i... urzędników ;-)
UsuńO jeżu, o jeżu, współczuję, jakoś nie wierzę, że nie będzie cyrku. Nie, żebym wieszczyła, nauczyło mnie życie, niestety. Nauczyło mnie niewiary w ludzką uczciwość i dobrą wolę. I jeszcze niechęci do urzędów, aby nie użyć innego słowa na "n". Kibicuję i zaklinam, niech Wam się uda!
OdpowiedzUsuńMnie właśnie tego wszystkiego życie dopiero uczy, mówię o niewierze w ludzką uczciwość. W stosunku do urzędników odczuwam sadystyczną przyjemność w dokuczaniu im, jeśli sprawy nie idą po mojej myśli. Przekonał się o tym już nasz olszyński Urząd Gminy (jesteśmy od tej pory obsługiwani jak vipy :-) i dolnośląski WKZ :-)
UsuńNie chce byc zlym prorokiem, ale cos czuje, ze latwo nie bedzie.
OdpowiedzUsuńJednak wierze, ze poradzicie sobie ze wszystkim, tylko szkoda, ze jak zwykle urzad nie jest dla ludzi, ech nic sie nie zmienilo.
Pozdrawiam:)
Oczywiście, że nie będzie łatwo, bo w Polsce nigdy nie jest łatwo z urzędnikami. To wciąż ropiejące wrzody na naszej polskiej dupie :-(
UsuńPodczytywałam Twojego bloga i wcześniej i wierzę głeboko że pokonasz opór tej urzędniczej zgniłej materii. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńOczywiście, jak się jest odpowiednio upierdliwym, to wszystko mozna załatwić. Kwestia czasu i pieniędzy na jeżdżenie w kółko po urzędach.
UsuńCzy to wszystko musi byc az tak skomplikowane? My mielismy bardzo pod gorke ze wszelkimi urzedami, usilajac podzielic wspolwlasnosc. Czlowiek, chce wsio zrobic zgodnie z prawem, ale jakos panstwo tego nie ulatwia.Co sie dziwic, ze ludzie potem obchodza przepisy.
OdpowiedzUsuń