Zbliża się nieubłagalnie wyznaczony przez nas termin
przeprowadzki. Jak zwykle na ostatnią chwilę zostało milion rzeczy do
zrobienia, załatwienia. Aby zdążyć ze wszystkim, doba musiałaby mieć ze 48 godzin.
Nikt nas oczywiście nie wygania, ale z doświadczenia wiem, że przekładanie tego
typu decyzji wcale nie spowoduje, że się ze wszystkim zdąży. Daje ono tylko
złudne poczucie, że zostało jeszcze dosyć czasu i następuje spore rozluźnienie.
A tuż przed końcem znowu zaczyna się młyn.
Postanowiłam zatem za wszelką cenę
utrzymać nasz pierwotny plan i ruszyć już definitywnie i ostatecznie 31 marca,
czyli w najbliższy wtorek. Zatem, jak nietrudno się domyślić, jest młyn, a
grafik pęka w szwach. Aby mniej więcej ze wszystkim zdążyć, rozpisałam sobie
plan przyszłych dni. Musimy jeszcze pozałatwiać kilka spraw w Urzędzie Gminy-wymeldować
się, wypowiedzieć umowę na odbiór śmieci, odebrać jakiś login z Agencji Rolnej
(kurde, kolejny numerek z agencji!!! :), aby załatwiać sprawę dopłat w sposób
cywilizowany, przez Internet (O jakże jestem tego ciekawa! O jakże mam wielkie
przeczucie, że nie będzie łatwo z tego korzystać!), wymienić telefon komórkowy i
załatwić drugi dla mnie na abonament. Mam już bowiem dosyć korzystania z kart
telefonicznych, bo nie dosyć, że jestem zasypywana jakimiś flirtami i innymi
cudnymi SMS-sami, to jeszcze część z tych SMS-ów wydaje się być płatna,
ponieważ co rusz znikają mi z konta jakieś złotówki. Nie umiem tego ustawić na stronie operatora, bo nie rozumiem, co tam do mnie piszą!
Wydawałoby się, że w
dzisiejszych czasach wymiana telefonu i podpisanie umowy na drugi to banał, ale
nie w Lubaniu. Od tygodnia czekamy na wybrane przez siebie telefony i nie ma.
Ja rozumiem, że Lubań to mała miejscowość, a oddział operatora telefonii
komórkowej niekoniecznie jest pierwszy w kolejce do realizacji zamówień. W
innym przypadku cierpliwie bym poczekała, albo złożyła zamówienie przez Internet.
Niestety, obawiam się, że na ten adres już może przesyłka nie dojść. Trudno się
mówi, jak się nie da, to załatwimy sobie te telefony już po przeprowadzce. A pan w oddziale nie zarobi na prowizję.
Musimy jeszcze przepisać umowę z energetyką, to już w towarzystwie
nowych właścicieli oraz pomóc im pozałatwiać sprawy w Urzędzie Gminy.
W moim grafiku jest jeden bardzo ważny punkt i jeśli nie uda
mi się go zrealizować, to się pochlastam, popłaczę i będę przez całe życie
nieszczęśliwa. Muszę pojechać do Bolesławca i zaopatrzyć się w komplet ceramiki.
Chcę mieć pamiątkę z naszego regionu i wolałabym osobiście, a nie przez Internet,
wybrać zestaw. Diabli wiedzą, kiedy zdarzy mi się okazja być w tych stronach.
Chłop na Woli już bywa i przywozi urocze fotki. Dokumentuje
pierwsze kwitnienie cebulek, które sadziliśmy zeszłej jesieni. Narcyzy już są w rozkwicie, na tulipany czekamy z niecierpliwością.
Zobaczcie, jak pięknie wygląda bryła Dworu, kiedy nie jest
zasłonięta przez ten koszmarny iglak, który rósł przed domem.
Jak tylko decyzja z WKZ-tu się uprawomocniła, wycięliśmy to
paskudztwo. Uwielbiamy drzewa, posadzimy ich w swoim życiu jeszcze wiele, ale
na boga w odpowiednim ku temu miejscu!
Zatem jeżeli nie przydarzy się jakaś tragedia, lub nie
powstrzymają nas inne obiektywne przyczyny, czy awarie, ruszamy w najbliższy
wtorek.
A propos tragedii. Z przykrością muszę poinformować, że w
międzyczasie, a dokładniej 12.03.2015 odeszła do Krainy Wiecznych Łowów na
Mysz nasza kicia Tissaia de Vries. Niestety, nie doczekała przeprowadzki.
Przyczyną śmierci była niewydolność nerek, czyli popularnie mówiąc, mocznica. Gdy
okazała symptomy choroby, było już za późno.
Kilka dni przed śmiercią bardzo źle się czuła, miała hipotermię, owijaliśmy ją ręcznikami, by było jej cieplej, wydawała się też być półprzytomna. Oczywiście nie jadła, a kiedy przestała pić mleko, podłączylismy ją pod kroplówkę i czekaliśmy na wyniki badań. USG wykazało krytyczną degenerację nerek, wyniki krwi tylko to potwierdziły. Stan był beznadziejny, nie było żadnej szansy na poprawę. Zdecydowaliśmy się, podobnie, jak w przypadku Fiony, pomóc jej bezboleśnie przejść na drugą stronę. Nie przypuszczałam, że tak bardzo to przeżyję. Była z nami blisko 14 lat.
Tissaia pół roku wcześniej na Woli
Cóż, wszystko wskazuje na to, że następny post będę pisała i publikowała już na Woli, jak tylko operator neostrady przełączy naszą usługę.
Do zobaczenia zatem w nowej dla mnie rzeczywistości :-)
***
I jeszcze niespodzianka, njusik dosłownie z ostatnicj chwili, jeszcze ciepły, jak bułeczki z tuskulańskiego pieca chlebowego:Nowi właściciele domu w Zapuście zdecydowali się kontynuować tradycje blogerskie związane z tym miejscem. Będziemy mogli zatem podejrzeć jak radzą sobie w miejscu, w którym my przeżyliśmy najszczęśliwsze lata naszego życia:
Riannon Miła, życzę powodzenia w tym trudnym, ale i oczekiwanym przecież czasie przejścia do nowego... Trzymam kciuki za wszystkie Wasze zamierzenia .
OdpowiedzUsuńKoteczki żal :(
Bardzo dziękuję, to rzeczywiście oczekiwane, ale i bardzo trudne emocjonalnie przedsięwzięcie.
UsuńKicia na zawsze będzie żywa w naszych sercach.
Wspaniałego życia wszystkim Wam życzę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że kocia tego nie doczekała.
Bardzo dziękujemy :-)
UsuńNiestety, kicia miała inne plany, a z ostatecznym nie sposób wygrać :-(
Biedna Kiciula, wolała zostać tam, gdzie była całe życie...
OdpowiedzUsuńRiannon, pięknych lat na Woli wam życzę, niezapomnianej pierwszej Wielkanocy! Cóż to będą za wspomnienia... I cieszę się, że blog tuskulański będzie kontynuowany, też będę czytać.
Uściski i szerokiej drogi!!!
Oj, mam poważne obawy, że to będą niezapomniane święta :-) Na pudłach, he he :-) A gotować świąteczne potrawy będę... na podłodze :-) Ale takie rzeczy fajnie się wspomina po latach :-)
UsuńRiannon, nadchodzą przecież kolejne najpiękniejsze lata Waszego życia! W tak pięknym miejscu mogą być tylko piękne. I będą, jestem tego pewna.
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko kilka nerwowych dni, a potem już sielanka!
Mam taką nadzieję. Życie w Zapuście to do tej pory najpiękniejszy etap mojej egzystencji. Mam nadzieję, że na Woli będzie równie pięknie, a może nawet bardziej?
UsuńPo tych nerwowych dniach, czuję, że jak tylko zajedziemy na miejsce, to będę spała przez dwa dni :-)
Anetko,trzymam za Was kciuki :)
OdpowiedzUsuńUszy do góry!!! Dacie radę ze wszystkim :)
Kotki szkoda,ale w Waszych wspomnieniach będzie wciąż żyć...
Pozdrawiam cieplutko :)
:-)
UsuńDziękuję Wam Kochani za te wzruszenia jakie fundowaliście nam przez kilka ostatnich lat. Razem z Wami śmialismy się, płakali i wkurzali na tę codzienność w Waszym wspaniałym Tuskulum. Teraz przenosimy emocje na małopolskę i trzymamy palce, żebyście zaznawali jak najwięcej dobrego. Fajnie, że nowi właściciele piszą bloga, bo dzieki temu nic nie tracimy, ale zyskujemy. Pozdrawiamy ciepło i życzymy jak najlepiej - Tamara i Marek
OdpowiedzUsuńMy również dziękujemy, że byliście z nami przez ten cały czas i że było nam dane spotkac się w realu. Zawsze, jak nasz wzrok pada na skarby, które od Was przywieźliśmy, wspominamy Was ciepło. Cieszę się, że będziecie obecni duchem u nas w Małopolsce i żywię nadzieję, że tym razem Wam uda się nas odwiedzić :-)
UsuńNo i macie bliżej na dobre piwko ;)
OdpowiedzUsuńOj kusisz, kusisz i to wiesz, jak, żeby było skutecznie :-)
UsuńWielkanoc, jajka, nowe zycie, to na pewno Dobra Wrozba!
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Wspolczuje straty Koteczki:(
Rzeczywiście. W tym zamieszaniu nie zwróciłam uwagi na symbolikę. Zaczynamy przecież nowe życie :-)
UsuńZostawiam tu wielki kawałek serca, a uczucie, które z niego wypływa otula moje zmarłe, pochowane w Zapuście zwierzęta.
Macie wielkie szczęście, że udało sie Wam znaleźć tak zacnych kupców Waszej posiadłości.
OdpowiedzUsuńPoczytałam Ich bloga i myślę, że dom jest w bardzo dobrych rękach!
Pomyślności na NOWYM:)