Wróciłam wczoraj z Paryża całkowicie oczarowana tym miastem.
Czując lęk przed lataniem samolotem, wybrałam podróż autobusem. Wycieczkę
zorganizowałyśmy sobie zupełnie prywatnie z koleżanką. Wyszło nam tanio i
przyjemnie, bo nie byłyśmy skazane na rygor programu, jaki oferują nam biura
podróży.
Kawalerka, w której mieszkałyśmy, mieści się w centrum Paryża tuż obok
Ogrodu Luksemburskiego, w dzielnicy Montparnasse. Zainteresowanych odsyłam na stronę pani Ani. Z tego miejsca blisko jest do
niemal wszystkich ważnych miejsc w Paryżu. W naszym programie znalazło się kilka
ogrodów i parków, które znajdują się na obrzeżach. Po Paryżu chodziłyśmy głównie
na piechotę, by poznać miasto z perspektywy mieszkańców. Nawet jeśli na drodze
stanął nam jakiś sztandarowy paryski gadżet, po zrobieniu fotki szłyśmy w swoją
stronę poszukując ciekawych zakątków i urokliwych miejsc.
W związku z pobytem w tym mieście nasunęło mi się kilka
spostrzeżeń. „Miasto przyjazne ludziom”- to zdanie wydaje mi się najbardziej
trafne w odniesieniu do Paryża.
Wszystkie ogrody i parki są udostępniane mieszkańcom i
turystom bezpłatnie. Nie mogłam uwierzyć w to, że wejście do ogrodu
botanicznego jest wolne, sprawdzałam to kilkukrotnie w przewodniku. Owszem,
ekspozycje w budynkach są udostępniane za opłatą, ale wejść na teren ogrodu, usiąść
lub przespacerować się pośród kwiatów, może każdy bez uiszczania opłaty. Ogród
Botaniczny zamykany jest o 18.00. Można wtedy podejść do Ogrodu
Luksemburskiego, który czynny jest do 21.30 i usiąść z książką pod palmami.
wakacje pod palmami :-)
i ogrody, rabaty...
Metro lekko mnie przerażało, lecz obiektywnie muszę
stwierdzić, że jest to najwspanialszy środek transportu. Jeśli wejdziesz do
podziemi, na jeden bilet możesz przesiadać się tyle razy, aż dotrzesz do celu. Nasz
rekord to 5 przesiadek na jeden bilet. Tunele opisane są tak doskonale, że
naprawdę trzeba być najgorszą fujarą, aby się zgubić. I nie trzeba znać języka,
by sobie poradzić. Znajomość francuskiego przydaje się jedynie przy kupnie
biletów w maszynie. Z tym sobie nie do końca poradziłyśmy, ale przy tej okazji
obaliłyśmy kilka mitów związanych z mieszkańcami Paryża.
Istnieje pogląd, że Paryżanie są nieprzyjaźnie nastawieni do
turystów i że nie mówią po angielsku. To bzdura, która jest obrazą dla mieszkańców
tego miasta. O kupno karnetu poprosiliśmy Francuza, który ustawił się w kolejce
za nami. Obsłużył nam maszynę wypluwającą bilety z uśmiechem na ustach i trzy
razy życzył nam miłego pobytu. Wszyscy, absolutnie wszyscy, u których robiłyśmy
zakupy, mówili po angielsku, uśmiechali się do nas, a słysząc jak rozmawiamy
między sobą w obcej dla nich mowie, pytali skąd przyjechałyśmy. Może nie
nagminnie, ale ze dwa razy zdarzyło się nam gdy przeglądałyśmy mapę, że
zatrzymał się przy nas jakiś Paryżanin oferując pomoc w dotarciu do celu.
Szczerze mówiąc, nie znając języka, łatwiej było nam orientować się po mapie
niż słuchać wskazówek po francusku. Grzecznie więc dawałyśmy do zrozumienia, że
wszystko gra i że damy sobie radę.
Zaciekawił nas ten Stalingrad.
Na pewno jest taka stacja metra, ale czym jest sam Stalingrad nie doszłyśmy.
Zaskoczeniem i lekkim szokiem były dla mnie zwyczaje panujące
na ulicach miasta. Sygnalizacja świetlna jest tam tylko poglądowa. Jeżeli nie
ma samochodu w odległości kilku metrów od ciebie, wszyscy przechodzą na
czerwonym świetle. Każdy ma oczy dookoła głowy, każdy uważa. Zdarzają się
liczne wtargnięcia przed maskę auta, ale po Paryżu jeździ się wolno, a Francuzi
mają niezwykle wypracowany refleks. Nie spotkałam się, by jakiś kierowca zrobił
awanturę pieszemu, że wszedł mu pod auto. Natomiast byłam świadkiem
przynajmniej trzech awantur pomiędzy kierowcami aut i motocyklów. Prawdopodobnie chodziło o zajeżdżanie drogi.
Były krzyki, wyzwiska i obraźliwe gesty. Jedna awantura zakończyła się szarpaniną.
Kierowcy, którzy nie biorą udziału w awanturze, ale muszą stać, aż spór się skończy,
są w miarę cierpliwi. Słychać było tylko nieliczne klaksony.
Pierwszego dnia, wytresowana dzięki restrykcyjnemu prawu drogowemu
w naszym kraju, karającemu surowo przechodzenie na czerwonym świetle, stałam
jak jakaś durna przed pustymi ulicami i czekałam na zielone światło. Jęczałam
przy tym widząc, jak Francuzi manewrują i przepychają się pomiędzy jadącymi
autami. W końcu do mnie dotarło, że tutaj nie kara się za przechodzenie na
czerwonym świetle. Drugiego dnia odważyłam się przechodzić na czerwonym razem z
tłumem, chowając się za innych. Trzeciego dnia sama zaczęłam przechodzić na
czerwonym świetle nie tracąc czujności. Za każdym razem dziękowałam
opatrzności, która przypomniała mi o wykupieniu ubezpieczenia turystycznego od
wypadków. Nie przydało się, ale sama świadomość dodawała mi otuchy. Czwartego
dnia dotarło do mnie, że policja na ulicach nie stoi po to, by karać ludzi,
wyłapywać ich wykroczenia i wyrabiać jakieś normy wlepiania mandatów, ale aby
ludziom pomagać i ich ochraniać.
Paryż tętni życiem o każdej porze dnia i nocy. Ludzie mają
zupełnie inną mentalność niż Polacy. Po pracy Paryżanie wychodzą na miasto i
spędzają czas aktywnie. Jest bardzo dużo osób biegających. Miasto usiane jest
ogrodami, parkami, skwerami, na których przesiadują mieszkańcy. Nie brakuje
przestrzeni dla dzieci. Restauracje ze stolikami na ulicy są dosłownie
oblężone. Jest gwarno, kolorowo, radośnie.
ćwiczenia przy bębnach w parku La Villette
W Paryżu dzieci są szczęśliwe. Mają mnóstwo przestrzeni do zabawy.
Na pierwszym planie dziwne dla mnie, ale powszechne już zjawisko
robienia sobie selfie na kiju :-)
Nad Sekwaną w każdy wieczór organizowane są warsztaty taneczne. W jednym zakątku choreografowie uczą tanga, w drugim króluje salsa. My poszłyśmy zobaczyć to miejsce w środę. W ten dzień nad Sekwaną organizuje pokaz niezwykle ciekawa grupa żonglerów. Ciuchy, makijaże, niesamowite gadżety, którymi wymachują spowodowały, że przez chwilę znalazłam się jakby na innej planecie.
żonglerzy
tango
Paryż ma też ciemne strony, ale ciąg dalszy wrażeń
przedstawię za kilka dni. Mam wiele fotografii do obróbki i czekają na mnie domowe
obowiązki, których napiętrzyło się przez te prawie dwa tygodnie nieobecności
cała masa.
Wybaczcie, że jeszcze przez jakiś czas pozostawię moderację
komentarzy.