Przyznam się Wam do jednej wady. Jestem łasa na wszelkie komplementy,
wyrazy szacunku i podziwu. Szczególnie kiedy słyszę takowe z ust urzędników,
którzy w Polsce nie mają dobrej prasy i rzadko kiedy rzucają obywatelowi w
twarz ciepłe słowo. Jednym słowem jestem próżna. Co ja się nagłowiłam i
nakombinowałam, żeby ściągnąć do dworku urzędników od Wojewódzkiego
Konserwatora Zabytków, to sobie trudno wyobrazić. Bardzo chciałam się pochwalić
naszą pracą, tym jak objęliśmy opieką zaniedbany zabytkowy dwór, jak
urządziliśmy w dworku Muzeum poświęcone historii rodziny. Zajęci urzędnicy mają
jednak ważniejsze rzeczy do roboty, muszą jeździć na interwencje, kontrole, a
przecież sama na siebie nie napiszę donosu. Głupio by było, co nie?
Na szczęście
w tym kraju zawsze można liczyć na właściwą postawę praworządnych obywateli,
którzy zatroskani losem zabytku, wspólnego dobra, zaniepokoją się, że
właściciel obiekt niszczy, przebudowuje, dobudowuje, zmienia funkcję, etc. Na
skutek takiej właśnie obywatelskiej postawy zmartwionego naszymi remontami
członka społeczeństwa, w piątek odwiedziły nas panie z urzędu konserwatorskiego.
Zdjęcie członka- Juliusza D.
praworządnego obywatela zatroskanego losem zabytków w Polsce.
Moja radość nie miała granic, gdyż nie można nas lepiej
dopieścić, jak nasłać na nas kontrolę. Mam wówczas pole do popisu, by pochwalić
się swoją pracą, opowiedzieć o działaniach i planach na przyszłość. Działalność
muzealnicza osób prywatnych jest wciąż u nas na tyle marginalna, że w ludziach,
którzy mają chociaż odrobinę styczności z kulturą, wzbudza szacunek.
Tak właśnie zostaliśmy odebrani przez kontrolujące nas panie
urzędniczki. Wybaczcie mi poniższe słowa, nie chciałabym być posądzona o to, że
się przechwalam. Po prostu warto upamiętnić rzadki przypadek, że urzędnik ma powód,
by kogoś docenić.
W protokole z kontroli napisano, że dwór jest utrzymany w
dobrym stanie technicznym, który nie zagraża jego zniszczeniem. Wykonano wyłącznie
prace zabezpieczające i naprawcze, niewymagające pozwolenia konserwatora
zabytków. Prace te zostały wykonane poprawnie. Wydane zostaną zalecenia
konserwatorskie związane z poważniejszymi pracami, wymagającymi pozwolenia,
specjalistycznego projektu prac i fachowego wykonawstwa. Czyli tak naprawdę
dopiero teraz zaczną się prawdziwe koszty. Niestety, nasze zasoby finansowe już
się wyczerpały, prace naprawcze oraz wyposażenie obiektu pożarło już cały nasz
budżet. Trzeba będzie na te remonty albo wpierw zarobić albo zaciągnąć kredyt.
Poza protokołem usłyszeliśmy od urzędniczek, że jesteśmy
ludźmi nietuzinkowymi, którzy wyznają w życiu inne wartości, niż kult
pieniądza. Obiekt nie mógł trafić w lepsze ręce. Pomysł, aby w takim miejscu stworzyć
muzeum poświęcone pamięci rodziny, jest jak najbardziej trafiony, szczególnie,
że odzyskane dwory i majątki z reguły zamieniają się w miejsca typowo
komercyjne. W naszym obiekcie na pierwszym miejscu jest idea wskrzeszenia
pamięci o rodzinie, która miała przed wojną znaczny wpływ na region. Dla
przykładu, architekt i budowniczy dworu- Władysław Jenkner, pracował przy
tworzeniu pierwszych elektrycznych linii tramwajowych w Krakowie, był też
pionierem piłkarstwa w Polsce. Możecie o tym przeczytać pod tym linkiem: Historia Wisły.
Przyznam szczerze, że zarumieniłam się ze wzruszenia słysząc
tak miłe słowa z ust urzędniczek.
Jeżeli zatem ktoś jeszcze zechce nas dopieścić, dać nam
możliwość pochwalenia się naszą pracą urzędnikom i przedstawicielom różnych
instytucji, niech napisze donosik tu i ówdzie. Sprawi nam tym największą radość. Podpowiadam, że nie wykorzystano jeszcze możliwości donosu na nas do księdza
proboszcza*.
* Po głębszym zastanowieniu przypuszczam, że donos do księdza proboszcza (przynajmniej ustny) poszedł jako pierwszy :-)