Zanim opiszę ciąg dalszy wrażeń z wakacji w Paryżu, tym
razem od strony ciemniejszej, nawiążę jeszcze do poprzedniego wpisu chwalącego
miejską komunikację.
Po mieście kursują również autobusy. Nie są zbyt popularne,
ponieważ Paryż jest z reguły zakorkowany. Ludzi w nich mało, a jak zdołałam
zerknąć przez szybę, miejsca siedzące są zawsze. Przy okazji zastanawiałam się,
kto wybiera podróż autobusami mając tak niezwykle wygodne i szybkie metro? Może
jest jakiś odsetek ludzi w mieście, których przeraża ta podziemna aglomeracja?
Otóż zauważyłam ze zdumieniem, że podobnie jak sygnalizacja
świetlna, przystanki autobusowe są tylko symboliczne. Stojąc w korkach, na
skrzyżowaniach, kierowcy autobusów wpuszczają i wypuszczają ludzi na całej
trasie. Wystarczy dać znać, machnąć ręką, a kierowca otwiera drzwi.
Po powrocie do Polski wsiadłam do lokalnego busa, który miał
zawieźć mnie z Krakowa do Gdowa. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ogromna
kartka przyczepiona nad przednią szybą informująca, że zatrzymywanie się poza
wyznaczonymi przystankami zagrożone jest karą do 3000 zł. Sarkastycznie uśmiechnęłam
się pod nosem. Jeżeli ktoś mi powie, że zatrzymywanie się poza przystankami i
przechodzenie na czerwonym świetle zwiększa ryzyko wypadków, to niech sobie
spojrzy, w którym z tych krajów dochodzi do częstszych potrąceń pieszych i
kolizji aut.
Ale wracam do tematu ciemniejszych stron Paryża.
W mieście jest bardzo dużo kloszardów o międzynarodowych
korzeniach. Pod wieżą św. Jakuba trafił nam się nawet Polak. Rozmowa z nim była
krótka, ale przekomiczna. Słysząc polski język, kloszard podszedł do nas, wyciągnął
rękę z czapką i powiedział:
-Dzień dobry.
-O nie!- rzekłam na to bardzo stanowczo, obrzucając kloszarda ostrym
spojrzeniem- My jesteśmy turystki z Polski, my jesteśmy biedne.
Kloszard jakby zbaraniał. Zebranie myśli zajęło mu jakieś
dwie sekundy.
-A ja to co, z Nowego Jorku?- odparował.
-Ale ty zarabiasz tu w EURO!- podniosłam głos pokazując palcem na czapkę.
W tym momencie kloszardowi odebrało mowę definitywnie. Nie wiem, czym by się zakończyła
ta wymiana zdań, ponieważ koleżanka widząc, że się nakręcam, spacyfikowała mnie
i ruszyłyśmy w swoją stronę. Przez pewien czas targały mną sprzeczne uczucia. Gdyby
tak dłużej z nim podyskutować, to może oddałby biednym turystkom z Polski cały
swój dzienny utarg? :-) A może to jakiś niedostosowany do życia artysta? W końcu Paryż
zna wiele takich przykładów. Nędzarzem w tym mieście był choćby Norwid.
wieża św. Jakuba
Fontanna Niewiniątek
Kiedy idzie się uliczkami Paryża i podziwia architekturę,
nie zauważa się żebraków. Wystarczy jednak przysiąść na chwilę w parku czy na
skwerku, aby zobaczyć, że kawałek dalej ktoś obszarpany śpi na trawie, inny
budzi się i zaczyna grzebać w śmieciach w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Z reguły
kloszardzi nie podchodzą do ludzi, żebrak z Polski był jedynym, który to względem
nas uczynił.
Nie brakuje oczywiście żebraków siedzących i machających
kubkiem do przechodniów. Tak samo, jak u nas, siedzą oni często w towarzystwie
zwierząt. U nas spotyka się raczej żebraków z psami, natomiast w Paryżu wykorzystuje
się również koty. Najbardziej jednak wstrząsający był dla mnie widok żebraków w
towarzystwie suk karmiących malutkie szczenięta.
Ma to w ludziach wzbudzić
jeszcze większą litość, a tym samym hojność. Nie wiem, jakie obowiązuje we
Francji prawo dotyczące ochrony zwierząt, zawsze wydawało mi się, że kraje
Europy Zachodniej są pod tym względem bardziej cywilizowane od nas, lecz tutaj się
nad tym zastanowiłam. W Polsce żebrak nie posiedziałby kilku minut z takimi
szczeniętami. Miałby na głowie TOZ, a zwierzęta zostałyby mu odebrane. Tutaj
chyba nikt na to nie zważa.
Liczną grupą, bardziej niebezpieczną od nikomu nie
wchodzących w drogę kloszardów, są złodzieje i kieszonkowcy. To realne
zagrożenie i plaga w mieście. Pierwszą podstawową zasadą jest niepokazywanie
gdzie masz schowane pieniądze. Jeśli ktoś do ciebie podchodzi i prosi o kilka
centów na jedzenie, to jeśli nie masz pod ręką w kieszeni kilku drobnych, nie
wyciągaj portfela i nie pokazuj, gdzie trzymasz gotówkę. Jeżeli nawet ci nie
wyrwie portfela i nie ucieknie w siną dal, za twoimi plecami obserwuje cię jego
kolega czy koleżanka. W stosownym momencie, nawet nie będziesz wiedzieć kiedy,
wyciągną ci portfel z torebki czy kieszeni. Mają też bardzo wyrafinowane metody
manipulacji, by dowiedzieć się, gdzie trzymasz gotówkę. Trzeba być niezwykle
czujnym i pod żadnym pozorem nie sięgać po pieniądze. Nas próbowała tak "zrobić" jedna Rosjanka świetnie udająca Paryżankę, ale może o tym opowiem kiedyś indziej.
Trochę widoków z miasta:
fontanna św Michała
Kanał St Martin
cokolwiek to jest, jest niezykłe i odjechane! :-)
pod kościołem św Eustachego
Moją strategią było stanowcze odmawianie i ignorowanie
zaczepek. Czasem miałam kaca moralnego, bo grajkom ulicznym, czy tancerzom
mogłam sypnąć nieco centów. Niestety, zbyt późno wpadłam na pomysł, aby schować
luzem kilka drobniaków. Może zrehabilituję się następnym razem. Nie wyobrażam
sobie, bym nie wróciła do tego miasta.
Pomimo wszechobecnej radości, optymizmu, atmosfery zabawy,
na każdym kroku coś przypomina, że znajdujemy się w strefie zagrożonej atakami
terrorystycznymi. Przy każdym urzędzie, w każdym miejscu, gdzie gromadzą się
ludzie, a więc również w parkach i w ogrodach obecni są żandarmi, czy żołnierze
z gotowymi do strzału karabinami. Stoją dosłownie z palcem na cynglu.
Początkowo mnie to szokowało, chyba wciąż pamiętam z dzieciństwa atmosferę
stanu wojennego. Znów jakiś czas zajęło mi przeprogramowanie mózgu, że
żołnierze stoją tu dla naszego bezpieczeństwa, a nie po to, by strzelać do
zwykłych ludzi. Taka ochrona jest obecna w miejscach, gdzie mieszka znaczny
odsetek ludzi pochodzenia arabskiego i przy wejściu do arabskich restauracji.
Jestem pewna, że chodzi nie tyle o obronę reszty świata przed Arabami, ale
przede wszystkim arabskich mieszkańców przed ewentualnym odwetem za ataki
terrorystyczne. Szwendając się po „arabskich zaułkach” widok uzbrojonego po
zęby z palcem na cynglu żołnierza, przypominał o niebezpieczeństwie, ale też
dodawał otuchy, że miasto dba zarówno o turystów, jak i o spokój mieszkańców.
O zagrożeniu atakami terrorystycznymi przypomina również
rewizja torebek w każdym muzeum oraz w każdej galerii handlowej. Do żadnego z
tych miejsc nie wejdzie się, jeżeli nie otworzysz przy ochroniarzu torebki i
nie pokażesz zawartości. To również pierwszego dnia było dla mnie szokiem,
ponieważ nie spodziewałam się takich praktyk. Szybko jednak przypomniałam sobie
masakrę turystów w jednym z muzeów w Tunisie i nie miałam więcej żadnych pytań,
ani wątpliwości co do słuszności tego typu nakazu.
Polska to nasz bezpieczny zaścianek. Mimo toczącej tej kraj
zarazy w postaci niekompetentnych, rozwarcholonych urzędników, kolesiostwa na
każdym szczeblu urzędniczych stanowisk, korupcji i nepotyzmu, chorego prawa i
szykan w stosunku do zwykłych obywateli, nie wyobrażam sobie żyć w innym kraju.
Mimo wszystko czuję się tutaj bezpiecznie.